Hiszpański sąd najwyższy nakazał wznowić proces przeciw lekarzom o spowodowanie przed 21 laty śpiączki pacjenta. Sprawę wywrócił do góry nogami nowy świadek.
Chłopak miał 21 lat i brzydki nos, więc poszedł do madryckiej kliniki Nuestra Senora de America na operację plastyczną. Tam nie obudził się z narkozy. Lekarze orzekli, że w czasie snu poddusił się własnymi wymiocinami i wskutek niedotlenienia mózgu zapadł w śpiączkę. Jego rodzice Antonio i Juana podejrzewali, że to lekarze popełnili błąd i oskarżyli ich o niedbalstwo.
Ich sądowa droga przez mękę trwała 20 lat. W pierwszej instancji sąd w Madrycie uniewinnił chirurga, ale anestezjologa skazał na wypłatę odszkodowania rodzinie. Ten się jednak odwołał i wygrał.
Kolejna apelacja do sądu najwyższego – tym razem rodziny Meno – zakończyła się dwa lata temu podtrzymaniem wyroku uniewinniającego chirurga i anestezjologa. Dodatkowo sąd skazał rodziców Antonia na zapłatę kosztów procesu, które sięgnęły 400 tys. euro. Juan i Antonia Meno zostali zrujnowani, komornik wyrzucił ich z mieszkania.
Oboje poszli wówczas na plac Jacinto Benavente w Madrycie, gdzie zbudowali sobie budkę, nazwali ją „Norą protestu” i zamieszkali w niej razem z synem. Spędzili w niej 521 dni. Przedwczoraj po południu zastała ich tam wiadomość, że sąd najwyższy uchylił swój wyrok oraz dwa poprzednie i nakazał powtórny proces.
Co więcej, sędziowie uznali za dowiedzione, że lekarze „dopuścili się mataczenia, żeby uniemożliwić poszkodowanej rodzinie dotarcie do prawdy, i doprowadzili do całkowitego zaciemnienia sprawy”.
– Nie wierzę! Boże mój! Nareszcie! – mówiła uradowana matka Antonia. Zgromadzeni wokół krewni i przyjaciele krzyczeli na placu z radości, ktoś wręczył ojcu Antonia wykupiony los na loterię bożonarodzeniową. – Idziemy do domu! – mówiła matka do nieprzytomnego syna. Towarzyszył jej drugi syn Juan Carlos, który obejmował brata: – Gratuluję, chłopie.
Koło fortuny rodziców obróciło się nagle o 180 stopni w lutym br., gdy na ich szałas natknął się przypadkowo Ignacio Frade. W 1989 r. był on świeżo upieczonym absolwentem medycyny i asystował przy operacji Meno. W trakcie narkozy, gdy pacjent leżał bez opieki, zauważył na elektrokardiogramie, że zanika akcja serca. Wezwał natychmiast anestezjologa, który odkrył, że rozłączyła się rurka łącząca pacjenta z respiratorem. Zaczął więc pompować Antoniowi tlen i usiłował go wybudzić. Kiedy się to nie udało, lekarze wprowadzili go w śpiączkę farmakologiczną. Potem, by ukryć prawdę o zaniedbaniu, wymyślili wersję o wymiocinach.
Frade pamiętał wyrok pierwszej instancji i do niedawna uważał, że rodzice Antonia dostali od szpitala odszkodowanie. Kiedy więc natknął się na nich na ulicy i okazało się, że sytuacja jest zupełnie inna, poszedł do sądu i złożył pisemne zeznanie. Kolejny nowy świadek to kobieta czekająca feralnego dnia na operację syna w sąsiedniej sali, która słyszała krzyki na korytarzu: – Jasna cholera, załatwili chłopaka, był zdrowy jak ryba!
Adwokat rodziców Antonia liczy na pozasądową ugodę ze szpitalem – odszkodowania i pokrycia kosztów opieki nad pacjentem. Jeśli do niej nie dojdzie, znów złoży pozew przeciw klinice.
Źródło: Gazeta Wyborcza