W 2009 r. na naszych drogach zginęło najwięcej ludzi w całej Unii Europejskiej. Gdyby zliczyć ofiary z ostatnich dziesięciu lat – zginęło 55-tysięczne polskie miasto. W poprzedni weekend w 308 wypadkach zginęły na polskich drogach 44 osoby, 542 zostały ranne. To był najgorszy weekend tegorocznych wakacji. Akurat kiedy Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad organizowała akcję Narodowy Eksperyment Bezpieczeństwa „Weekend bez ofiar”.
– Niestety, wielu kierowców nie wzięło sobie do serca tych apeli – przyznał po weekendzie rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski.
Z policyjnych statystyk wynika, że najgorzej jest w wakacyjne miesiące – lipcu i sierpniu. Wtedy jest najwięcej wypadków, w których ginie najwięcej kierowców i pasażerów, a główną tego przyczyną jest nadmierna prędkość. Tylko od początku tych wakacji zginęło na naszych drogach 465 osób – z czego w lipcu 326.
Coroczne statystyki pozornie są uspokajające. W całym 2000 roku w Polsce zginęły na drogach aż 6294 osoby, a już w 2008 r. – 5437. Przed rokiem ofiar było jeszcze mniej – 4572.
Jednak zestawienie z innymi państwami UE za ostatnich 10 lat (2000-09) pokazuje, jak bardzo zostaliśmy w tyle. A raczej jak wielki krok w poprawie bezpieczeństwa na swoich drogach zrobiły inne kraje.
„Gazeta” zdobyła wstępne dane do przygotowywanego na listopad raportu „Ofiary śmiertelne wypadków drogowych w ostatniej dekadzie. Pozycja Polski wśród krajów UE”. Opracowują go – na podstawie różnych danych, np. Eurostatu – eksperci Instytut Transportu Samochodowego, MSWiA, resortu sprawiedliwości oraz organizacji pozarządowych.
W 2000 r. z rekordową liczbą ofiar śmiertelnych byliśmy na czwartym miejscu wśród państw UE – więcej ludzi ginęło na początku dekady na drogach Francji, Niemiec i Włoch. W 2009 r. – niestety – „wysforowaliśmy” się na pierwsze miejsce.
We Francji na początku dekady ginęło ponad 8 tys. osób rocznie, w Niemczech – 7,5 tys., a we Włoszech – ponad 7 tys. osób. Przez dziesięć lat udało im się zredukować tę liczbę o blisko połowę. Nie dość, że skutecznie walczą z drogowym piractwem, to mają lepsze drogi.
Dobrym wskaźnikiem dla oceny sytuacji na drogach w danym kraju jest tzw. ryzyko śmierci w wypadku (liczba zabitych na milion mieszkańców). W Polsce w 2009 r. wynosiło ono 120, podczas gdy średnia dla 27 krajów Unii wynosi 69. Tylko w Rumunii i Grecji ryzyko śmierci było wyższe niż u nas.
Raport ma uwzględniać też „społeczno-ekonomiczne koszty wypadków drogowych”. Co to za „bezduszny” wskaźnik? W Unii przyjmuje się, że jedna osoba zabita na drodze to strata 1-1,5 mln euro (oblicza się to skomplikowaną metodą odnoszącą się m.in. do obniżenia wskaźnika PKB, mniejszej konsumpcji itp.). Szacować więc można, że w ciągu dekady nasze państwo straciło ok. 55- 82 mld euro. A do tego trzeba doliczyć koszty związane z rannymi w wypadkach.
– Na listopadową konferencję w Warszawie poświęconą ofiarom drogowych wypadków zaprosimy przedstawicieli Hiszpanii, Łotwy, Litwy, Estonii, Słowacji, bo tam był największy spadek liczby ofiar. Chcemy się dowiedzieć, jakimi metodami tego dokonali – mówi dr Andrzej Wojciechowski, dyrektor ITS. – Np. na Litwie drastycznie zaostrzono kary za przekroczenie prędkości, łącznie z możliwością konfiskaty samochodów. Radykalne poniesienie kar to radykalne ograniczenie nadmiernej prędkości, ale w Polsce od kilku lat nie ma na to przyzwolenia władzy – dodaje.
Przyczyny są bardziej złożone. Dyrektor ITS zwraca uwagę, że ok. 40 proc. wypadków dotyka w Polsce tzw. niechronionych uczestników ruchu – pieszych i rowerzystów. Stąd postulat, żeby nowym drogom – jak w Europie – towarzyszyła odpowiednia infrastruktura, np. ścieżki rowerowe.
– Hiszpania sukces zdaje się zawdzięczać głównie rozbudowie dróg szybkiego ruchu (autostrad i ekspresowych), we Francji zadziałała ustawa radarowa – wylicza z kolei Janusz Popiel, prezes Stowarzyszenia Poszkodowanych w Wypadkach Drogowych „Alter Ego”. – Ale choćby nie wiem jak dobre mielibyśmy drogi, choćbyśmy nie wiem jak bardzo zaostrzyli prawo, wprowadzili ustawę radarową, przegramy, jeśli nie odwołamy się do ludzi. W Polsce nakazy nie są skuteczne, trzeba ludzi poprosić, wciągnąć we wspólne rozwiązanie tego problemu.
Obaj eksperci wspominają też, o czymś, co „kupi” każdy kierowca – koalicji na rzecz weryfikacji oznakowania dróg (jest zainteresowanie wśród posłów). Bo znaków – także tych ograniczających prędkość – jest za dużo, często są bezsensownie ustawione.
– Jesteśmy czerwoną latarnią w Europie – mówi dyr. Wojciechowski. Ale projekt raportu kończy prognoza na 2010 r.: „Polska ma szansę przesunąć się z zajmowanej w 2009 r. pierwszej pozycji pod względem liczby zabitych na czwartą, którą zajmowała w 2000 r.”.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Więcej… http://wyborcza.pl/1,75478,8250689,Polskie_drogi.html#ixzz0waY9gkos