Kobieta domagała się 1,6 mln zł (600 tys. zł odszkodowania i milion zł zadośćuczynienia za straty moralne) i 21 tys. zł renty miesięcznie. Tłumaczyła, że do tej pory wydała 600 tys. zł na leczenie córki, zaś milion zł to i tak niewiele w stosunku do cierpienia, które przechodzi od lat.
Jej córka, gdy szła na operację, miała 25 lat, szczęśliwą rodzinę i dwoje małych dzieci. Wszystko to legło w gruzach z winy lekarzy. Teraz Wiesława Terka nie tylko musi codziennie opiekować się córką w śpiączce, ale rzadko ma możliwość kontaktu z wnukami, które wychowują teściowie Edyty poza Wrocławiem.
Edyta Terka 17 września 2002 roku poddała się planowanej operacji usunięcia wola tarczycy w nieistniejącym już Szpitalu im. Rydygiera. Operacja udała się. Jednak w nocy kobieta miała problemy z oddychaniem. Czuwał nad nią lekarz dyżurny – Ryszard S. Około drugiej w nocy otworzył ranę pooperacyjną i usunął z niej duży krwiak. Po kilku godzinach chora znów skarżyła się na duszności. Tym razem jednak Ryszard S. nie zajrzał do rany, zalecił lek uspokajający i zszedł z dyżuru o siódmej. Lekarze, którzy przyszli do pracy razem z ordynatorem Ryszardem M., także nie sprawdzili rany. Ordynator zlecił tylko konsultację laryngologiczną i anestezjologiczną, po czym wyszedł ze szpitala w prywatnej sprawie.
Edyta ostatkiem sił wysłała do matki SMS: „Mamo, koniec ze mną, przyjedź”. Wiesława Terka taksówką przyjechała do szpitala.
– Edyta leżała sama w sali. Nie mogła mówić. Napisała na kartce, że ma kłopoty z oddychaniem – zeznawała podczas procesu Wiesława Terka. Wezwała pielęgniarkę i zabrano córkę na oddział intensywnej terapii. Okazało się, że w ranie utworzył się nowy krwiak, który uniemożliwiał oddychanie. Doszło do niedotlenienia mózgu i kobieta zapadła w śpiączkę, w której jest do dziś. Jej matka mówi, że córka reaguje na głos, gdy słyszy ją lub swoje dzieci, uśmiecha się, ale lekarze nie dają jej szans na wyzdrowienie.
W październiku 2008 roku wrocławski sąd okręgowy prawomocnie skazał ordynatora Ryszarda M. na pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. – Wystarczyło wziąć lusterko, zajrzeć do gardła i obejrzeć tchawicę, co zajęłoby najwyżej pół minuty – mówił sędzia Robert Zdych. – Ale ordynator tego nie zrobił. Być może zgubiła go rutyna, może pośpiech. Dopuścił się oczywistego zaniedbania, w wyniku którego Edyta Terka jest dziś w śpiączce.
Jednocześnie sąd okręgowy uchylił wyrok I instancji uniewinniający drugiego lekarza – Ryszarda S. od zarzutu błędu w sztuce. Teraz wciąż trwa jego ponowny proces przed sądem rejonowym.
Matka Edyty wytoczyła proces cywilny o odszkodowanie i zadośćuczynienie urzędowi marszałkowskiemu, który przejął zobowiązania po zlikwidowanym szpitalu. Pełnomocnik urzędu mecenas Artur Nowicki przekonywał sąd, że jej żądania są zbyt wygórowane.
Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław