Ćwierć miliona mieszkańców Śląska i Małopolski żyło w styczniu bez prądu. Niektórzy nawet dwa tygodnie. To dlatego, że pod ciężarem lodu zerwały się linie energetyczne. Tylko w okolicach Częstochowy zniszczone zostało 4,5 tys.z 18 tys. kilometrów linii. Za brak prądu można się domagać bonifikaty, czyli pięciokrotnej wartości niedostarczonej energii. Warunek: przerwa musi trwać nie mniej niż 24 godziny non stop lub 48 godzin łącznie w ciągu roku, gdy awarie się powtarzają. Przeciętna rodzina za prąd płaci dziennie 2,3 zł. Bonifikata to 10,15 zł.
Można ubiegać się również o odszkodowanie. Klient musi udowodnić, że poniósł konkretną stratę – np. w hodowli z zimna padły mu kurczęta, i wyliczyć, ile strata wyniosła.
Rejon objęty styczniowym kataklizmem obsługuje zakład energetyczny Enion. Gdy firmę zaczęły zalewać wnioski o rekompensaty, wyliczyła, że na same bonifikaty potrzebuje 1,2-1,3 mln zł. Na razie nie wypłaciła ani złotówki.
Anna Grzybowska mieszka w gminie Starcza pod Częstochową. Prądu nie miała siedem dni. – Zadzwoniłam do Enionu z pytaniem, jak mam adresować wniosek – opowiada. – Usłyszałam, że do Częstochowy na ul. Mirowską. Mąż osobiście złożył pismo 9 lutego. 3 marca przyszła odpowiedź: brak podstaw, by Enion Energia przyjął odpowiedzialność za szkody powstałe w wyniku przerw w dostawie prądu, bo on go jedynie wytwarza i sprzedaje. Trzeba pisać do Enion SA. I nie do Częstochowy, tylko do Krakowa. Nie wiedzieli o tym, przyjmując pismo? Nie wierzę! Chcą zniechęcić klientów.
Przypadek Grzybowskiej nie jest odosobniony. Wniosków są setki. Urząd Regulacji Energetyki (nadzoruje funkcjonowanie firm energetycznych w Polsce) bada właśnie wewnętrzną instrukcję Enionu, jak odpowiadać na podania klientów, by za szybko nie odpowiedzieć i opóźnić wypłatę.
Instrukcja ma 11 stron, a na nich dokładnie rozpisane postępowanie w różnych przypadkach. Klient napisał do Enionu Energia – niech pisze do Enionu SA. Jeśli do Enionu SA – niech się zwróci do Enionu Energia. Do tego szablony z odpowiedziami do klientów. Firma radzi też, co robić, gdyby do 30 dni – a tyle minister gospodarki daje na rozpatrzenie wniosku klienta – nie udało się podjąć decyzji. Enion SA i Enion Energia mają zacząć korespondencję między sobą. Wzory pism – w instrukcji.
To zaniepokoiło prezesa URE. Wszczął postępowanie wyjaśniające. – Ma do tego prawo, gdy przedsiębiorstwo postępuje niezgodnie z prawem – mówi Agnieszka Głośniewska, rzeczniczka URE.
Niezgodne z przepisami jest także tłumaczenie, że ostateczną decyzję o wypłaceniu rekompensaty Enion uzależnia od „ekspertyz meteorologicznych i technicznych przygotowywanych przez wyspecjalizowane jednostki badawcze”. – Ekspertyzy mogą być użyteczne w przypadku odszkodowań, ale nie bonifikat – mówi Głośniewska. – Bonifikaty należą się zawsze. Minister gospodarki nie wprowadził rozróżnienia co do powodów wystąpienia przerwy w dostawie prądu.
A skoro minister nie wprowadził, firma też nie może tego robić. Tymczasem rzeczniczka Enionu Ewa Groń mówi „Gazecie”: – Dotychczasowe wyniki badań potwierdzają, że przyczyną awarii były katastrofalne warunki atmosferyczne, których nie można było przewidzieć oraz których skutkom nie można było zapobiec. Spółka stoi na stanowisku, że sieci elektroenergetyczne, które zostały uszkodzone, zaprojektowano, wykonano, konserwowano i eksploatowano zgodnie z wszelkimi wymogami. Również służby techniczne Enion SA dołożyły najwyższej staranności, by bezzwłocznie usuwać awarie.
Te argumenty także mogą okazać się niewystarczające. Agnieszka Głośniewska przypomina, że URE nie skończył jeszcze wyjaśniać, czy Enion faktycznie z „wystarczającą starannością dbał o sieć przesyłową”.
URE może nałożyć na zakłady energetyczne kary administracyjne. Tak zrobił w listopadzie 2004 r., gdy przez kilka godzin prądu nie miało 200 tys. odbiorców w Warszawaie. Stoen zapłacił prawie 8 mln zł kary, bo URE uznał, że zaniedbał sieć.
Źródło: Gazeta Wyborcza