Chciał 10 milionów, dostanie 14 tysięcy

Mirosław Bzdyra – warszawski filatelista, któremu dwadzieścia lat temu zarekwirowano kolekcję znaczków – usłyszał wyrok w swojej sprawie.

Sąd nie zgodził się wypłacić kolekcjonerowi 10 milionów złotych, których filatelista się domagał za niesłuszne zarekwirowanie i zgubienie części kolekcji dwadzieścia lat temu. Bzdyra dostanie tylko 14 tys. złotych, czyli rekompensatę za złe przechowywanie w depozycie znaczków, które przetrwały do dzisiaj.

Kolekcjoner domagał się tak dużego odszkodowania, bo jak mówi w skład jego kolekcji wchodziły okazy, za które można było kupić samochód. Sąd jednak nie dał wiary jego słowom i uznał, że Bzdyra nie udowodnił jakie znaczki faktycznie posiadał.

Sprawa była skomplikowana, bo rekwirując parę milionów sztuk znaczków milicjanci nie spisali kolekcji i wystawili pokwitowanie, które składa się z 7 linijek tekstu. Tymczasem kolekcjoner, poza własnymi notatkami, nie miał praktycznie żadnych dowodów na to, że posiadał jakieś konkretne okazy. Sąd przyznał, że w trakcie przeszukania w domu Bzdyry i późniejszego postępowania doszło do wielu błędów ale jednocześnie zaznaczył, że z faktu źle opisanego depozytu nie można wyciągać wniosków, że kolekcjoner posiadał to o czym mówi.

Mirosław Bzdyra stwierdził, że 14 tys. złotych go nie satysfakcjonuje. – Jestem zaskoczony i brakuje mi słów. Spodziewałem się że sędzia zgodnie z przysięgą sędziowską rozpozna sprawę tak, że będę miał dobre zdanie o prawie obowiązującym w kraju – mówi Mirosław Bzdyra. Kolekcjoner zaznacza, że to nie koniec walki i już zapowiada odwołanie się od wyroku do sądu apelacyjnego.

24 klasery znaczków różnych

Historia Mirosława Bzdyry zaczęła się w 89 roku kiedy kolekcjoner został aresztowany – jak się później okazało niesłusznie. W czasie dochodzenia z jego mieszkania funkcjonariusze zabrali zupełnie niezwiązaną ze sprawą wielopokoleniową kolekcję znaczków. Co więcej parę milionów sztuk znaczków zapisali w telegraficznym skrócie. – Na przykład jedno zdanie jest treści następującej: „24 klasery znaczków różnych” – mówi pan Mirosław. Mężczyzna w końcu został oczyszczony z zarzutów ale zbioru już nie odzyskał. Przez lata bezskutecznie starał się o wydanie depozytu – w końcu okazało się że jego duża część w tajemniczych okolicznościach zniknęła z policyjnych magazynów lub została zniszczona. Pan Mirosław zaczął więc walczyć w sądzie o odszkodowanie, niestety po latach jedynym dowodem na to, że posiadał jakieś konkretne znaczki są jego własnoręczne notatki. Biegli podważali słowa Bzdyry mówiąc, że nie mógł mieć wszystkich znaczków, o których mówi. – Posiadanie tych znaczków jest nierealne u nas np. dzielona trzyfenigówka z krążownika niemieckiego jest tak rzadka, że w ubiegłym roku występowała tylko raz na aukcji – mówił w kwietniu biegły sądowy ds. filatelistyki Waldemar Piotr Więcław.

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *