Nowe zasady ma wprowadzić nowelizacja prawa przewozowego, którą przygotowało Rządowe Centrum Legislacji.
Z planowanego nowego brzmienia art. 62 wynika, że przewoźnik odpowie za szkodę, jaką poniósł podróżny z powodu przedwczesnego odjazdu, opóźnionego dojazdu albo odwołania regularnego połączenia. Nie wystarczy jednak sam fakt, że doszło np. do opóźnienia, musi z niego wynikać szkoda dla pasażera. Przewoźnik nie odpowiadałby, gdyby była w tym wyłączna wina podróżującego lub osoby, za którą firma nie ponosi odpowiedzialności, a także siły wyższej. Wystarczyłoby też, żeby poinformował o opóźnieniu pasażera przed kupnem biletu. Wtedy on decyduje, czy jedzie na własne ryzyko.
Projekt wprowadza też zasadę, że brak odpowiedzi na reklamację oznacza jej uwzględnienie. Ponadto dochodzenie roszczeń w sądzie z powodu braku (albo nienależytego) wykonania zobowiązania przez przewoźnika będzie co prawda możliwe, ale dopiero po bezskutecznym wezwaniu do polubownego zakończenia sporu. Gdy przewoźnik nie odpowie na propozycję konsumenta, to nowe przepisy przyjmą zasadę, że się na nią godzi.
Dotąd było trudno
Projektowane przepisy to skutek wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2 grudnia 2008 r. (sygn. SK 37/07). Sędziowie stwierdzili wtedy, że nie można nadmiernie ograniczać odpowiedzialności przewoźników. Wcześniej bowiem w prawie przewozowym było zastrzeżenie, że za spóźnienie bądź odwołanie kursu odpowiadają oni jedynie wtedy, gdy szkoda powstała z ich winy umyślnej lub rażącego niedbalstwa. Dotąd nie było łatwo wywalczyć odszkodowanie. Jednym z utrudnień była długotrwała procedura.
– Choć miałam skargi konsumenckie na przewoźników, to nie doszło do żadnej sprawy sądowej – mówi miejska rzecznik konsumentów w Szczecinie Longina Kaczmarek.
Specyfiką tego miasta są przewozy pasażerów na lotnisko w Berlinie. Część skarg daje się rozwiązać na drodze polubownej.
– Rzecznicy mają taką możliwość i często zapraszam obie strony, aby się dogadały. W wielu przypadkach się to udaje – dodaje Kaczmarek.
Znaczące wyjątki
Nowe przepisy nie obejmą m.in. podróży statkiem, samolotem i pociągami na dłuższych trasach (patrz ramka). Rekompensaty od linii lotniczych za odwołanie rejsów reguluje rozporządzenie unijne 261/2004, które przewiduje zryczałtowane kwoty odszkodowań. Uzależnione są one od długości trasy, np. za odwołany rejs na trasie do 1500 kilometrów powinniśmy dostać 250 euro.
– Zasady ujęte w rozporządzeniu stosowane są także do lotów krajowych na terenie Polski – przypomina Karina Lisowska z Urzędu Lotnictwa Cywilnego.
Oznacza to, że można dochodzić zryczałtowanego odszkodowania, np. za odwołanie przelotu z Warszawy do Szczecina.
Należność przysługuje niezależnie od tego, czy pasażer rzeczywiście poniósł jakąś stratę, nie trzeba więc jej nawet wykazywać.
Zryczałtowanych odszkodowań nie ma natomiast za opóźnienia lotów, choć to może się zmienić, bo w zeszłą środę zapadły w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości dwa wyroki nakazujące płacenie za opóźnienia (pisaliśmy o tym 20 listopada, „Linie lotnicze słono zapłacą za zbyt długie opóźnienia”).
Wiele zależy, jaki skład wybierzemy
– Od 4 grudnia zaczyna obowiązywać unijne rozporządzenie 1371/2007. Pasażerowie dostaną rekompensatę za spóźnienie pociągu (niezależnie od tego, czy ponieśli szkodę). Wyniesie ona nawet połowę ceny biletu, gdy opóźnienie sięgnie minimum dwóch godzin. Rekompensat nie będzie na pewno na liniach lokalnych i regionalnych (a jedynie odszkodowania z prawa przewozowego).
– Władze krajowe mogą czasowo ograniczyć stosowanie rozporządzenia do innych pociągów. 24 listopada 2009 r rząd uznał, że czasowo odszkodowań nie dostaniemy też na trasach krajowych oraz kończących się w państwach UE. Powodem jest duża liczba remontów powodujących opóźnienia. Będzie można jednak żądać odszkodowań z prawa przewozowego.
Rzeczpospolita