Większość krajów europejskich dopuszcza zadośćuczynienie dla bliskich ofiary śmiertelnej, choć mają różne ograniczenia.
Dotyczą one zarówno kręgu uprawnionych (w Anglii np. są nimi tylko małżonek i rodzice małoletniego, a np. w Hiszpanii konkubent czy partner tej samej płci), jak i zasądzanych kwot (w Anglii – 20 tys. funtów). Wreszcie jedne dopuszczają taką rekompensatę tylko po umyślnych czynach bądź przestępstwach, a inne nawet po poważniejszych uszkodzeniach ciała czy zdrowia. Obok systemów dość precyzyjnie regulujących te kwestie (bądź dopuszczających zadośćuczynienie zupełnie wyjątkowo) są modele otwarte (Francja, Belgia, Hiszpania) w konsekwencji zostawiające sporo swobody sądom.
Tendencja jest jednak taka, że nawet tam, gdzie nie uchwalono nigdy odpowiednich ustaw (albo nie obowiązywał kodeks Napoleona, który dopuszcza taką możliwość), orzecznictwo krajowych Sądów Najwyższych wypełniało tę lukę. Podobnie było w Polsce, gdy sądy cywilne kreatywnie rozumiały odszkodowanie za pogorszenie sytuacji materialnej, zarobkowej z powodu śmierci osoby bliskiej.
Od 3 sierpnia zeszłego roku mają one jednak wyraźną podstawę prawną. Tego dnia wszedł w życie dodany do kodeksu cywilnego przepis, który pozwala sądowi przyznać najbliższym członkom rodziny zmarłego (ofiary) odpowiednią sumę tytułem zadośćuczynienia za doznaną krzywdę. Tej tematyce poświęcona jest zorganizowana przez Polską Izbę Ubezpieczeń konferencję „Zadośćuczynienie po nowelizacji kodeksu cywilnego na tle doświadczeń europejskich”, nad którą patronat objęła „Rzeczpospolita”.
Gość z Włoch (pracuje też w USA) dr Caterina Sganga przedstawiła drogę do rekompensat pieniężnych za szkody moralne związane ze śmiercią osoby bliskiej bez uchwalania odpowiedniej ustawy. To orzecznictwo wywiodło je z konstytucyjnej zasady naprawy szkód majątkowych i ochrony rodziny. Dopracowało się ono nawet pewnych „cenników”.
Jest to istotna kwestia, gdyż zapewnia jakieś gwarancje zarówno pokrzywdzonym, jak i firmom ubezpieczeniowym.
– Taka przewidywalność jest bardzo ważna – mówiła prof. Ewa Bagińska z Uniwersytetu Gdańskiego – gdyż bez tego ubezpieczyciele nie będą płacić w oczekiwaniu na wyrok sądu, a to wymaga czasu, którego pokrzywdzeni często nie mają.
Rzeczpospolita