Proces 60-letniego Francisa DeLuki i zarazem diecezji o odszkodowanie za molestowanie miał się rozpocząć w poniedziałek rano. W niedzielę wieczorem diecezja Wilmington, obejmująca stan Delaware i część Marylandu, podała, że występuje do sądu o bankructwo, podobnie jak zrobiło to wcześniej sześć innych diecezji katolickich w USA.
Francis DeLuca był księdzem diecezji Wilmington przez 35 lat. W 2007 roku aresztowano go za molestowanie nieletniego krewnego. Wówczas zaczęły się zgłaszać inne jego ofiary – ministranci, dzieci parafian – łącznie ponad 20 osób. W sumie kilkunastu księży diecezji za przestępstwa seksualne pozwało 88 osób, najmłodsza z nich w momencie molestowania miała osiem lat. Diecezja wypłaciła im ponad 6 mln dol. odszkodowań, ale w kolejnych procesach groziły jej sumy kilkakrotnie wyższe.
Diecezja Wilmington, skupiająca 230 tys. katolików, zrobiła więc to, co poprzednio sześć innych – uznając, że nie jest w stanie spełnić roszczeń poszkodowanych, wystąpiła o bankructwo. Nie oznacza ono, że diecezja przestanie istnieć. Natomiast sąd od tej chwili będzie sprawował pieczę nad jej finansami i on zdecyduje, w jakiej wysokości wypłacić odszkodowania, m.in. dzięki sprzedaży nieruchomości diecezji. Np. w diecezji Spokane w stanie Waszyngton, która ogłosiła bankructwo w roku 2004, ofiary przestępstw seksualnych księży domagały się 76 mln dol. odszkodowań, diecezja twierdziła, że ma tylko 11 mln. W efekcie procesu upadłościowego wypłacono im po sprzedaży części majątku diecezji mniej więcej połowę sumy, o jaką się ubiegali.
– Ta decyzja była bolesna, modliłem się, bym nigdy jej nie musiał podjąć, ale musiałem – mówił dziennikarzom biskup Wilmington Francis Malooly. – Mam nadzieję, że sąd upadłościowy wyznaczy uczciwe zadośćuczynienie dla ofiar.
Jednak adwokat części ofiar Thomas Neuberger stwierdził, że decyzja biskupa „to desperacki krok, by ukryć prawdę” i „opóźnić wypłacenie odszkodowań starzejącym się ofiarom”.
Skandale seksualne w Kościele katolickim (i – choć w mniejszym stopniu – w kościołach protestanckich) tliły się od lat 80., jednak z całą siłą wybuchły w roku 2002, gdy dziennik „Boston Globe” opisał sprawę byłego już wówczas księdza Johna Geoghana, który przez trzy dekady molestował w sumie kilkadziesiąt dzieci. Choć w końcu go usunięto z kapłaństwa, to wcześniej kilku biskupów kryło jego przestępstwa i pozwalało mu nadal pracować z nieletnimi.
Sprawa Geoghana, który zresztą został w więzieniu zabity przez współwięźnia, wywołała w USA lawinę pozwów ofiar przeciwko molestującym je przez ostatnie dziesięciolecia księżom oraz ich diecezjom. Specjalna komisja powołana przez episkopat USA stwierdziła, że winnych „nagannych zachowań seksualnych” wobec nieletnich oraz podwładnych (przede wszystkim kleryków) było od 1950 roku ponad 4 tys. księży. Choć stanowiło to ledwie 4 proc. księży Kościoła katolickiego w tym okresie, skandale niezwykle nadszarpnęły jego reputację w Ameryce. Głównie dlatego, że w większości wypadków przełożeni – biskupi, dyrektorzy seminariów i zwierzchnicy zakonów – przez lata, a często dziesiątki lat nie robili nic, choć o sprawach wiedzieli.
Reakcja hierarchów Kościoła w USA wywołała mieszane reakcje. Z jednej strony usunięto ze stanu duchownego kilkuset księży i zaostrzono (jeszcze zanim zrobił to Watykan) kryteria przyjmowania do seminariów. Z drugiej – episkopatowi zarzucano, że działa na oślep. Gdy w ponad 200 wypadkach przed sądami okazywało się, że oskarżenia są nieprawdziwe, Kościół często długo zwlekał z zamknięciem własnego śledztwa, kilku księży popełniło w takich okolicznościach samobójstwo.
Biskupom zarzucano też, że są bezwzględni tylko wobec księży, a pobłażliwi wobec siebie samych – przez ostatnie lata zrezygnowało siedmiu biskupów w USA, choć ukrywanie przestępstw pedofilskich zarzucano kilkakrotnie większej liczbie hierarchów. Podczas ubiegłorocznej pielgrzymki do USA papież Benedykt XVI powiedział, że „wstydzi się za księży pedofilów”, i spotkał się z delegacją pokrzywdzonych. Jednak w prasie USA dominowały komentarze, że i tym razem niedostatecznie podkreślił winę biskupów.
Kościół od razu po wybuchu skandali zaczął wypłacać ich ofiarom odszkodowania, choć w wielu sprawach zarzucano mu, że robi to opieszale. W sumie jednak przez ostatnie siedem lat wypłacono molestowanym aż 2,6 mld dol. W sprawie diecezji Wilmington sąd upadłościowy dorzuci do tej sumy kolejne kilkanaście, a może kilkadziesiąt milionów.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Marcin Bosacki