Typowa tania polisa, niska składka oznaczają małe odszkodowanie. Lepiej więc wcześniej sprawdzić, na czym stoimy, i poszukać lepszej polisy, zamiast żyć w iluzji, że dziecko mamy ubezpieczone. Ostatnie dni wakacji to właśnie żniwa na tym rynku.
Szkolne polisy
– Przez kilka lat płaciłam składki na ubezpieczenie w przedszkolu (podobne zasady jak w szkołach). Na wycieczce dziecko wymachujące zabawką złamało córce ząb. Dostałam nawet jakiś formularz do wypełnienia, ale prawdę mówiąc, nie wiem, co mi się należy i jak to wyegzekwować – mówi bez ogródek Iwona H.
Nic dziwnego. Rola rodziców w zawieraniu takich umów o ubezpieczenia następstw nieszczęśliwych wypadków młodzieży szkolnej (w skrócie NNW) jest niewielka. Formalnie to szkoła jest stroną umowy z towarzystwem ubezpieczeniowym, to szkoła podpisuje umowę, a wcześniej wybiera agenta ubezpieczeniowego i negocjuje z nim warunki, jeśli w ogóle do tego dochodzi. Znawcy rynku ubezpieczeniowego wskazują, że nieraz decydują elementy z dobrem dziecka zupełnie niezwiązane, jak np. darowizna jakiegoś sprzętu dla szkoły od zakładu ubezpieczeń.
Jaka składka, takie świadczenia
Rodzice nie mają prawnego obowiązku ubezpieczania dzieci, ale w praktyce podlegają silnej presji. Mogą za to w imieniu poszkodowanego dziecka żądać należnego świadczenia bezpośrednio od zakładu, chyba że w umowie ubezpieczenia zbiorowego uzgodniono inaczej.
– Bardzo ważna, jeśli nie kluczowa, jest wysokość sumy ubezpieczeniowej – wskazuje mec. Aleksander Daszewski z Biura Rzecznika Ubezpieczonych. – Obserwujemy, że w polisach NNW szkolnych stosowane są zbyt niskie sumy ubezpieczenia, a to one wyznaczają limit odpowiedzialności zakładu. Mechanizm wyliczania ubezpieczenia jest prosty: jeśli np. sumę ubezpieczenia określono na 5000 zł, to przy 10-proc. uszczerbku na zdrowiu (np. uszkodzenie palca) świadczenie wyniesie tylko 500 zł. Moim zdaniem, aby tego rodzaju świadczenia były w miarę realne, suma ubezpieczenia powinna być wyznaczana na 15 – 20 tys. zł. To oczywiście oznaczałoby wyższą składkę, choć biznes ze szkolnymi grupowymi ubezpieczeniami polega na masowości. Zakłady nawet przeznaczają pulę kilku procent darmowych polis dla dzieci, których rodzice nie mogą za nie zapłacić.
Nie tylko grupowe
Są też rodzice, którzy indywidualnie ubezpieczają dzieci i w razie wypadku mogą skorzystać z obu ubezpieczeń, a wypłata świadczenia z jednego nie zmniejsza drugiego.
– Wszyscy poszkodowani mają też drogę postępowania cywilnego o odszkodowanie czy zadośćuczynienie od szkoły na podstawie art. 427 kodeksu cywilnego – wskazuje mec. Juliusz Janas.
Szkoła zobowiązana jest bowiem do nadzoru i opieki nad uczniami. Będzie więc w szczególności odpowiadać za skutki (szkody) wyrządzone przez innych uczniów. Gdy szkoła, jej właściciel (najczęściej gmina), wykupiła polisę OC, odpowiadać będzie także towarzystwo ubezpieczeniowe za skutki braku nadzoru. Nie trzeba przy tym udowadniać winy konkretnego nauczyciela, ubezpieczenie z OC obejmuje bowiem odpowiedzialność całej szkoły (szerzej: „Wina nauczyciela może być anonimowa”, „Rz” z 17 czerwca 2009 r.).
Opinia: Marcin Orlicki z Uniwersytetu Adama Mickiewicza
Rodzicom doradzałbym więcej aktywności. Powinni się dopytywać, w jakim towarzystwie i na jaką kwotę ubezpieczane są ich dzieci. Od dwóch lat jest w kodeksie cywilnym przepis (art. 808 § 4), który mówi, że ubezpieczony (tu: rodzice w imieniu dziecka) może żądać, aby ubezpieczyciel udzielił mu informacji o postanowieniach zawartej umowy oraz o ogólnych warunkach ubezpieczenia. Dyrektorzy szkół z kolei często w ogóle nie zdają sobie sprawy, że ubezpieczenie NNW (nawet wypłata z niego świadczenia) w niczym nie zmniejsza odpowiedzialności szkoły w razie np. wypadku na boisku. Aby ją ograniczyć, powinni ubezpieczyć szkołę od odpowiedzialności cywilnej.
Rzeczpospolita