– To wina państwa i państwo musi naprawić szkodę – powiedziała sędzia Maria Stelska. W poniedziałek sąd uznał, że Skarb Państwa będzie musiał zapłacić odszkodowanie rodzinie Marcina Kopcia, zabitego na policyjnej blokadzie. – To przełomowe orzeczenie – skomentował adwokat państwa Kopciów
– To nie jest sąd nad policjantem. On tylko nie umiał posługiwać się bronią, tak aby bezpiecznie przeprowadzić akcje. To wina państwa i państwo musi tę szkodę naprawić – to były ostatnie zdania z niemal godzinnego uzasadnienia do wyroku, ale jak powiedziała sama sędzia Stelska – zdania najważniejsze. Sędzia kilka razy powtórzyła, że nie orzeka o winie funkcjonariusza Sebastiana O., do dziś czynnego policjanta.
Marcin Kopeć zginął latem 2006 r. na blokadzie drogowej w Chodlu śmiertelnie postrzelony przez Sebastiana O., który wziął chłopaka za poszukiwanego sprawcę napadu.
Kule, które zabiły
W procesie cywilnym, który toczył się przed Sądem Okręgowym w Lublinie rodzina zastrzelonego domagała się od Komendy Wojewódzkiej Policji (reprezentującej państwo) 800 tys. zł odszkodowania. Już na pierwszej rozprawie adwokat Kopciów pytał: – Oddano dziesięć strzałów, tylko po co? Żaden pocisk nie trafił w oponę. Jak to ma się do szkolenia policjanta, który nie jest w stanie trafić w oponę, ale w udo i plecy tak?
W poniedziałek sąd w tzw. wyroku wstępnym uznał, że rodzinie Marcina należy się odszkodowanie. Jego wysokość będzie ustalona odrębnym postępowaniu.
Sędzia Maria Stelska w uzasadnieniu przez ponad godzinę opisywała tragedię ze szczegółami. Opierała się na zeznaniach trzech policjantów biorących udział w blokadzie drogi, na której zabito Marcina. Chłopaka dosięgły dwie kule wystrzelone przez Sebastiana O. Pierwsza utkwiła w udzie, druga przebiła kręgosłup, wątrobę, zatrzymała się na mostku.
Policjant nawet nie celował
Sebastian O. w kierunku Marcina strzelał z pistoletu maszynowego w sumie siedem razy (wcześniej oddał trzy strzały ostrzegawcze). Najpierw strzelał „po lufie” bez celowania, kiedy Marcin obok niego przejeżdżał. Potem mierzył już dokładnie do odjeżdzającego chłopaka, bo bał się, że trafi osoby postronne.
Sąd stwierdził, że policjant miał prawo strzelać, bo mógł czuć, że jego życie jest zagrożone. Policjant twierdził bowiem, że Marcin jechał na niego i nie chciał się zatrzymać.
Sędzia Stelska uznała jednak, że dla wyroku ważne jest co innego: rozróżnienie prawa do strzelania a sposobu użycia broni. Prawo wymaga, aby jeśli policjant już musi strzelać, ma robić to tak, aby wyrządzić jak najmniejszą szkodę.
– Lokalizacja rany i braki w wyszkoleniu policjanta pozwalają stwierdzić, że strzał był nieprawidłowy – oceniła sędzia Stelska. I dodała: – To Skarb Państwa powinien wykazać, że było inaczej, a tego nie zrobił. Na te pytania nie dało odpowiedzi też prokuratorskie śledztwo.
Dla prokuratury wszystko gra
„Gazeta” pierwsza poinformowała, że w trakcie prokuratorskiego śledztwa wyszło na jaw, że policjant, który strzelał z broni maszynowej, ostatni raz ćwiczył z niej… w 1998 r. KWP i Komenda Główna Policji uznały jednak, że w wyszkoleniu funkcjonariusza nie było braków, zaś śledztwo zostało prawomocnie umorzone. Prokuratura uznała bowiem, że policjant, który strzelał, nie przekroczył uprawnień. Profesorowie Zbigniew Hołda i Jan Widacki, którzy komentowali tę sprawę w mediach, podkreślali, że nie oddaje się strzałów ostrzegawczych w terenie zabudowanym, już nie wspominając o strzelaniu do motocyklistów. Ten wątek nie został w ogóle zbadany przez śledczych.
W poniedziałek sąd przypomniał też zeznania funkcjonariuszy uczestniczący w blokadzie. Zeznali oni, że nie wiedzieli jak się prowadzi pościg za motocyklistą. Tłumaczyli się, że ich zdaniem tragedii można byłoby uniknąć gdyby na blokadę zabrali ze sobą kolczatkę. Jak zauważyła sędzia Stelska, prawo zabrania zatrzymywania motocyklistów za pomocą kolców na drodze, bo jest to zbyt niebezpieczne dla życia ludzkiego. Żaden z przełożonych Sebastiana O. nie poniósł konsekwencji za wysłanie na akcje nieprzeszkolonych policjantów.
– Państwo kazało stać tym policjantom na blokadzie, więc nie może teraz uciekać od odpowiedzialności za ich przeszkolenie – powiedziała.
– Podobnego orzeczenia na gruncie prawa cywilnego nie znajdziemy. Sąd dokonał rozróżnienia między prawem do użycia broni, a sposobem jej użycia. Sąd słusznie uznał, że jeżeli należało użyć broni, to na pewno nie w ten sposób w jaki to zrobiono – stwierdził mecenas. Poniedziałkowy wyrok jest nieprawomocny. – Prawdopodobnie złożymy apelację, tak żeby nie doszło do rozpatrywanie wysokości odszkodowania – zapowiedział mecenas Ryszard Dudzic, reprezentujący policję.
Karol Adamaszek, mj TOK FM