Polisa domu zalanego przez powódź opiewała na milion zł, właścicielka dostała 85 tys. PZU zapewnia: To nie jest ostateczna wycena

Gdy rzeczoznawca z PZU przyjechał ocenić szkody w domu po powodzi, powiedział: „Szkoda, że ten milion z polisy nie wystarczy, żeby to wszystko tutaj pokryć” – opowiada właścicielka domu pod Lądkiem-Zdrojem. Dostała jednak tylko 85 tys. zł. Ubezpieczyciel zapewnia, że oszacuje straty ponownie.

– Strategia PZU jest prosta. Oni zakładają, że na 10 pism od zrujnowanych powodzian, po ich odpowiedzi trzy osoby dostaną zawału w momencie otwarcia koperty, następne trzy pójdą się powiesić, a kolejne trzy w ogóle nie będą z tym dyskutować, bo skoro ktoś wycenił ich dorobek życia na 50 tys., to trudno – denerwuje się Maria Łukaszewska.

Dodaje, że propozycja odszkodowania, jaką przedstawiło PZU, jest szokująca.

Dom powodzian ubezpieczony na milion. Pierwsza wycena PZU: 85 tys. zł

Dom jej rodziny jest w Stójkowie. To mała wieś położona w pobliżu Lądka-Zdroju. Znajduje się tuż przy rzece Biała Lądecka.

To z tej miejscowości pochodzą pierwsze zdjęcia ilustrujące tegoroczną powódź w okolicy. Robił je fotoreporter „Wyborczej”, Tomasz Pietrzyk. Widać na nich dom zalany do wysokości piętra i szopę, która została oderwana od podłoża przez potężną siłę Białej Lądeckiej. Konstrukcja dopłynęła do mostu, przez chwilę opierała się nurtowi, później została całkowicie zniszczona i zniknęła w nurcie.

Woda zabrała też drugą wiatę, bramę z murowanymi słupkami, kostkę brukową, którą wyłożony był m.in. parking oraz betonowe ogrodzenie. Największe straty spowodowało jednak zalanie domu aż do piętra, woda wdarła się na drugi poziom. Całkowicie przesiąkły nią ściany i strop pomiędzy parterem a piętrem.

Ubezpieczyli dom na milion. „Po decyzji PZU szok i niedowierzanie”

W domu zamieszkać miała niebawem mama Marii Łukaszewskiej. Rodzina na co dzień prowadzi pensjonat „Willa Marianna”.

– Przed zakupem domu mieliśmy świadomość, że jest blisko rzeki. Natomiast budynek był zbudowany legalnie, nikt przecież go sobie nie postawił spontanicznie. Obok stały dwa domy starsze, jeden przedwojenny. To, że ludzie się tu osiedlają, dawało poczucie, że to miejsce jest pewne – mówi nam Maria Łukaszewska.

Teraz jej rodzina liczy straty. Nasza rozmówczyni szacuje, że odbudowa może kosztować nawet 1,5 mln zł. Dom był ubezpieczony polisą opiewającą na milion złotych.

– Ubezpieczyciel wysłał najpierw informację o kwocie 40 tys. Później przyjechał rzeczoznawca, powiedział: „Szkoda, że ten milion z polisy nie wystarczy, żeby to wszystko tutaj pokryć” – opowiada kobieta.

Mówi nam o tym, że wtedy jeszcze była optymistką. Pomyślała: „Warto było się ubezpieczyć”. Ale później przyszedł mail z decyzją PZU, że odszkodowanie wyniesie niespełna 85 tys. złotych.

– To był szok i niedowierzanie, próba doczytania, czy gdzieś drobnym druczkiem nie jest dopisane, że to tylko jakaś druga transza – wspomina Maria Łukaszewska.

Ale takiej informacji nie było. Od kilku dni rodzina próbuje uzyskać od PZU dokumenty, które miałyby być podstawą do wyceny. Planuje też zatrudnić kogoś z zewnątrz do zrobienia niezależnego kosztorysu.

Tematowi przygląda się już pełnomocnik z kancelarii prawnej z Poznania, która zdecydowała się poprowadzić sprawę pro bono. Również kontakt z PZU odbywa się teraz wyłącznie za pośrednictwem kancelarii. Maria nie chce zrobić fałszywego ruchu.

– Jesteśmy pełni nadziei, że będziemy też poważniej traktowani. Chociaż to ciężko stwierdzić – mówi.

Pokrzywdzona przez powódź: „Pójdę na tę wojnę z PZU”

Na szczęście na terenie posesji w momencie nadejścia fali kulminacyjnej nie było nikogo. Straż pożarna nakazała ewakuację do miejsc położonych wyżej. Rodzina znalazła schronienie w jednym z zaprzyjaźnionych pensjonatów. W momencie, w którym pękła tama w Stroniu Śląskim, służby kazały być gotowym do ewakuacji jeszcze wyżej.

Maria Łukaszewska zaopiekowała się też zwierzętami. Konie już wcześniej zostały przeprowadzone na łąkę w bezpiecznym miejscu. Obecnie obie kobiety są bezpieczne. – Sytuacja jest na tyle komfortowa, że moja mama ma gdzie mieszkać, ma co jeść i ma się w co ubrać – mówi Łukaszewska.

Zamierza stanąć do walki z ubezpieczycielem. – Ja pójdę na tę wojnę. Ale dla mnie przerażające jest to, ilu ludzi, przez których przepłynęła powódź, powaliła ich na ziemię, dostaje z drugiego „liścia” od ubezpieczyciela. To jest oszałamiające. Proszę sobie wyobrazić ile osób to dobije – nie kryje złości.

Maria opowiada, że przez lata słyszała, że tylko człowiek lekkomyślny się nie ubezpiecza. Teraz, kiedy nie jest pewna, czy suma składek nie jest już równa kwocie odszkodowania, zastanawia się, czy było warto.

PZU odpowiada

Ubezpieczyciela o kryteria wyceny zapytała również „Wyborcza”. W niedzielę, 29 września PZU przesłało swoje stanowisko. Czytamy w nim:

„PZU rozumie tragedię osób poszkodowanych w wyniku powodzi. Jako ubezpieczyciel jesteśmy na miejscu kataklizmu od samego początku, wspierając klientów w tych trudnych chwilach i maksymalnie szybko wypłacając im należne odszkodowania. Do 29 września uruchomiliśmy już 150 mln zł odszkodowań i wydaliśmy decyzje odnośnie aż 70 proc. zgłoszonych przez klientów szkód powodziowych. Utworzyliśmy specjalny fundusz pomocowy na rzecz walki z powodzią w wysokości 26 mln zł.

W sytuacjach, kiedy doszło do całkowitego zniszczenia budynków lub naruszenia ich konstrukcji wypłacana jest całkowita suma odszkodowania. W innych okolicznościach, kiedy budynek został podtopiony czy zalany – wysokość strat poniesionych przez daną osobę określa wykwalifikowany rzeczoznawca (wycena np. kosztów osuszania, malowania naprawy czy odszkodowania za ubezpieczony sprzęt domowy).

Nie wchodząc w szczegóły opisanej na łamach „Wyborczej” sprawy (objęte tajemnicą ubezpieczeniową) chcielibyśmy wyjaśnić że:

– kwoty które są wymienione w artykule to zaliczki i wstępne kwoty odszkodowania;
– nasza decyzja w sprawie wypłaty zaliczki nastąpiła już dwa dni po zgłoszeniu szkody 14 września zaistnienie szkody, 17 września jej zgłoszenie, a już 19 września wypłata zaliczki. Tego samego dnia rzeczoznawca przeprowadził oględziny na miejscu zdarzenia w celu oszacowania wstępnej kwoty odszkodowania, co jest absolutnie niestandardowym i pro klienckim działaniem;
– PZU skontaktowało się z poszkodowaną, która nie uczestniczyła osobiście w oględzinach, by jeszcze raz wytłumaczyć status postępowania.
– w poniedziałek będzie na miejscu kolejna wizyta rzeczoznawcy, aby ostatecznie ocenić wartość odszkodowania.

Na terenach po powodziowych działa 700 pracowników PZU, specjalnie oddelegowanych na ten teren, którzy specjalizują się w likwidacji szkód i pracują kilkanaście godzin na dobę, by jak najszybciej rozwiązać problemy naszych klientów. Niestety, czasem zdarzenia tego typu mogą być pożywką do szerzenia fake newsów przez osoby trzecie, które są zainteresowane osiąganiem własnych korzyści.

Na ten moment wypłaciliśmy już zaliczki bądź całościowe odszkodowania o wartości ponad 150 mln zł, stosując najszybsze dziś na rynku podejście. Dzięki temu poszkodowani w powodzi praktycznie z dnia na dzień otrzymują wypłaty. Wydaliśmy decyzje odnośnie aż 70 proc. zgłoszonych przez klientów szkód powodziowych.

PZU od samego początku jest na miejscu powodzi. Już 13 września uruchomiliśmy pierwsze działania, wzmocniliśmy obsadę na infolinii, wysłaliśmy informacje do ponad 1 mln klientów na zagrożonych terenach i wysłaliśmy nasze mobilne biura obsługi i mobilnych ekspertów. Pierwsze odszkodowania wypłaciliśmy już w niedzielę 15 września”.

wyborcza.pl

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *