W październiku 2007 r. Sławomir P., kierując służbowym polonezem Urzędu Gminy w Rejowcu, spowodował kolizję (na łuku drogi usiłował domknąć drzwi, zjechał na przeciwny pas ruchu, wskutek czego kierowca betoniarki wjechał do rowu). Po upewnianiu się, że kierującemu betoniarką nic się nie stało opuścił miejsce zdarzenia, informując, że jedzie usunąć awarię wodociągu.
HDI Asekuracja TU wypłaciła właścicielowi betoniarki z polisy OC 19 tys. zł odszkodowania. Następnie wystąpiła z roszczeniem regresowym wobec Sławomira P. Powołała się na art. 43 pkt 4 ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych, Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze Ubezpieczycieli Komunikacyjnych. Mówi on, że zakładowi przysługuje prawo dochodzenia od kierującego pojazdem mechanicznym zwrotu wypłaconego z OC posiadaczy pojazdów mechanicznych odszkodowania, jeżeli zbiegł on z miejsca zdarzenia.
Sąd Rejonowy w Krasnymstawie uwzględnił roszczenie. Uznał, że zachowanie Sławomira P., który jechał naprawić uszkodzony wodociąg i dlatego samowolnie oddalił się z miejsca kolizji, nie deklarując pomocy poszkodowanemu ani zamiaru powrotu, nie pozostawiając też swoich danych, było „zbiegnięciem z miejsca zdarzenia”. Miał obowiązek pozostać na miejscu do wyjaśnienia okoliczności sprawy.
Inaczej sytuację zinterpretował Sąd Okręgowy w Zamościu (sygn. I Ca 45/09). Oddalił roszczenie ubezpieczyciela z uzasadnieniem, że ustawa nie określa pojęcia „zbieg z miejsca zdarzenia”, i to na sądzie spoczywa ocena, czy dane zachowanie można tak zakwalifikować.
Zdaniem sądu pojęcie to należy rozumieć jako samowolne oddalenie się sprawcy z miejsca zdarzenia drogowego w celu uniknięcia odpowiedzialności, uniemożliwienia lub utrudnienia ustalenia okoliczności zdarzenia oraz ewentualnie osoby sprawcy. Celem takiego zachowania musi być uniknięcie odpowiedzialności.
W tej sprawie Sławomir P. rzeczywiście nie czekał na policję i sam jej nie wezwał, ale poinformował kierowcę betoniarki, że musi jechać na miejsce awarii. Po jej usunięciu powrócił dobrowolnie, został przebadany na trzeźwość i zapłacił 500 zł mandatu za spowodowanie kolizji. Ponadto, zdaniem sądu, ani poszkodowany, ani policja nie mieli trudności z ustaleniem sprawcy i właściciela pojazdu.
Rzeczpospolita