Kilku mieszkańców Krzesławic twierdzi, że dobrze pamięta proces, który wytoczono w 1955 r. Hucie im. Lenina. Sąd stwierdził, że przydomowe studnie wyschły po uruchomieniu przez hutę głębinowych ujęć wody. Jak poświadczyła na piśmie zmarła w ubiegłym roku Maria Mars, kombinat został wtedy zobowiązany do bezterminowego dostarczania wody poszkodowanym gospodarzom. Niestety, nie zachowały się żadne bezpośrednie dowody. Akta zgodnie z prawem po upływie 30 lat zostały przekazane na przemiał. Pozostał jedynie ślad w archiwum, że rozprawa się odbyła. Są również wodociągi, które doprowadzono do poszkodowanych gospodarstw i wyschniętych gminnych studni.
W 1996 r. mieszkańcom Krzesławic zaczęto odcinać darmową wodę i zmuszać do podpisywania umów z Miejskim Przedsiębiorstwem Wodociągów i Kanalizacji. Na nic się zdały protesty, w maju zeszłego roku wodę odłączono ostatnim gospodarzom. – Od trzynastu lat walczymy o odszkodowania albo o darmową wodę. Urzędnicy ciągle nas zbywają i chociaż dotąd nie wyjaśniono wszystkich wątpliwości, wodę nam odcięto – załamuje ręce Zofia Żunda. Schorowana staruszka skarży się na brak dobrej woli ze strony rozpatrujących sprawę urzędów.
– Ta sprawa to jawna kpina i przykład urzędniczej niekompetencji – dodaje Stanisław Mars, syn gospodarza, który przed laty pozwał hutę. Zarzuca urzędom, które dotychczas badały sprawę, pomijanie oświadczeń mieszkańców Krzesławic oraz nieuwzględnianie dowodów, jakimi są instalacje doprowadzone do domostw i ogólnodostępne zdroje na ulicach do czerpania wody wiadrami. Podkreśla, że trzy z nich są nadal czynne.
– Taka sieć powstała i służyła mieszkańcom przez jakiś czas – potwierdza Andrzej Krzyształowski z ArcelorMittal Poland, firmy będącej aktualnym właścicielem kombinatu. Mówi, że nie ma jednak dowodów, by wyrok nakazujący hucie bezpłatne dostarczanie wody kiedykolwiek zapadł. Powątpiewa też, czy sieć zdrojów wybudowała huta, bo 20 sierpnia 1998 r. w Urzędzie Wojewódzkim w Krakowie zapadł wyrok zwalniający hutę z nieodpłatnego dostarczania wody mieszkańcom Krzesławic. – Przez około 30 lat połowa mieszkańców płaciła za wodę – mówi Krzyształowski, sugerując, że gdyby istniały przesłanki do niepłacenia, to inni na pewno też by z nich skorzystali. – Płacili, bo oni nie mają z naszą sprawą nic wspólnego. Wodę do ich domów doprowadzono nie na skutek wyroku z 1955 r., ale w latach 70., gdy rozbudowywano wodociągi – odpowiada Mars, zarzucając hucie ignorancję.
Faktem jest, że kombinat przez ponad dwadzieścia lat korzystał z głębinowych ujęć nielegalnie. Dopiero 29 maja 1976 r. wydano pozwolenie wodno-prawne na ich eksploatację oraz modernizację istniejących już instalacji. Wtedy też sieć, powiększoną o domy na nowo powstałych ulicach, przekazano miejskim wodociągom. Te przez lata nie zgłaszały roszczeń w stosunku do pobierających darmową wodę gospodarzy. Huta zgodnie z wcześniejszymi zobowiązaniami do 1996 r. pokrywała wszystkie koszty. Dziś MPWiK nie widzi szans na stosowanie specjalnej taryfy dla mieszkańców Krzesławic.
– Obowiązuje nas ściśle określony regulamin naliczania opłat za usługi. Nie ma możliwości, by ktokolwiek dostawał darmową wodę – mówi Piotr Ziętara, rzecznik wodociągów. Dodaje, że MPWiK nie jest stroną w sporze i nie chciałby komentować zasadności ewentualnych odszkodowań.
Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego, który aktualnie zajmuje się sprawą odszkodowania za zanik wody w studni Stanisława Marsa, nie potrafi rozstrzygnąć sprawy. Anna Wyroba, dyrektor Departamentu Organizacyjnego UM, twierdzi, iż nie ma związku między przywoływanym przez Marsa zanikiem wody po wybudowaniu studni głębinowych a zgodą na ich eksploatację. Zależności takich nie widzi również Karolina Laszczak, zastępca dyrektora Departamentu Środowiska i Rozwoju Obszarów Wiejskich UM. W piśmie z 11 lutego 2009 r. nakazuje Marsowi sprecyzować, czy szkoda jest następstwem pozwolenia wodnoprawnego, czy też nie jest z nim związana, bo nie wie, co urząd ma rozpatrywać.
– To jakiś absurd – złości się Mars, zarzucając urzędowi celowe granie na zwłokę i czepianie się kruczków prawnych. – Przecież gdyby nie te ujęcia, to dalej bym miał wodę w studni – kwituje, zastanawiając się, jak ma formułować wnioski, żeby urzędnicy go w końcu zrozumieli.
PAWEŁ GORYL
krakow@dziennik.krakow.pl