Choć straty wielu spółek są ogromne, niełatwo pociągnąć do odpowiedzialności osoby, które się do nich przyczyniły.
Odpowiedzialność materialna księgowych, zwykle zatrudnionych na umowie o pracę, sprowadza się do zaledwie trzech pensji. Pełną odpowiedzialność, zgodnie z kodeksem pracy, ponieśliby jedynie po udowodnieniu im winy umyślnej. Praktycznie nie jest to możliwe. Chyba żaden księgowy, który rekomendował zakup opcji, nie zdawał sobie sprawy ze strat, jakie przyniosą, a już z pewnością nie chciał wpędzić spółki w takie długi. – Można jednak spróbować udowodnić im winę nieumyślną, czyli lekkomyślność lub niedbalstwo – mówi Katarzyna Dulewicz, radca prawny z kancelarii CMS Cameron McKenna.
Lekkomyślne byłoby doradzanie zakupu opcji, gdy taki pracownik nie przewidział, że mogą powstać szkody, choć powinien zdawać sobie z tego sprawę. Niedbały księgowy natomiast to taki, który co prawda zdawał sobie sprawę z zagrożenia, jednak bezpodstawnie sądził, że spółka uniknie strat. Dlatego inaczej będzie wyglądała odpowiedzialność, gdy rekomendacje wydawał doświadczony księgowy, a inaczej gdy świeżo upieczony absolwent. W obu przypadkach, gdyby firmie udało się udowodnić, że pracownik zbyt pochopnie ocenił sytuację, może to także stanowić podstawę do zwolnienia go z pracy.
Inaczej rzecz się ma z członkami zarządu. Choć często tylko składali podpis na umowie z bankiem, może to dla nich oznaczać konieczność pokrycia wszystkich strat, często wielomilionowych. Ich odpowiedzialność wynika bowiem z kodeksu spółek handlowych, który nie limituje wysokości odszkodowania.
– To członek zarządu decyduje, jakiego księgowego zatrudnia do zarządzania majątkiem firmy – tłumaczy dr Radosław Kwaśnicki, radca prawny. – Dlatego ponosi największą odpowiedzialność. Powinien bowiem sprawdzać takie rekomendacje.
O tym, czy do końca życia będzie oddawał część wynagrodzenia na odszkodowanie, decyduje to, czy przed podjęciem decyzji o zakupie akcji dołożył najwyższej staranności.
– Trzeba sprawdzić, czy członek zarządu, który najczęściej nie ma wiedzy specjalistycznej o opcjach, przed podjęciem decyzji o ich zakupie skonsultował się z ekspertami, którzy znają się na ryzyku związanym z opcjami i są w stanie pokryć straty, jakie spółka poniosła w wyniku ich błędnej opinii – ocenia Kwaśnicki. – Opinia banku, który oferował opcje, jako nieobiektywna nie może więc być brana pod uwagę.
Nie bez znaczenia jest to, czy zakup opcji stanowił przyjętą w spółce formę zabezpieczania jej interesów w związku z wahaniem kursów walut, czy też miała to być cudowna metoda na pomnożenie jej zysków. W spółkach zajmujących się np. eksportem, które zawierały takie umowy jako zabezpieczenie przed ryzykiem kursowym, przypisanie odpowiedzialności członkom zarządu staje się prawie niemożliwe. Inaczej jest w firmach, które chciały wykorzystać opcje do zarobienia. Decyzja o ich zakupie wykracza więc poza zwykłą działalność, określoną w statucie spółki. Wówczas odpowiedzialność za szkody powstaje niezależnie od staranności menedżerów.