Gdyby MON chciał wypłacić pełne kwoty zadośćuczynień, jakich domagają się rodziny ofiar katastrofy, kosztowałyby one państwo co najmniej 61 milionów złotych
Do warszawskich sądów wciąż wpływają nowe wnioski o odszkodowania i zadośćuczynienia za katastrofę smoleńską. Portal OKO.press dotarł już do akt 65 takich spraw. Ostatnie, które poznaliśmy, zostały skierowane do sądu zaledwie kilka tygodni temu – w październiku br.
Bliscy ofiar domagają się w nich w sumie od państwa ponad 61 mln zł. Ministerstwo Obrony Narodowej, pod adresem którego zgłaszane są roszczenia, wypłaciło już w tych postępowaniach ponad 5,2 mln zł.
Za śmierć generałów
W ostatnich dniach zapoznaliśmy się w sądzie m.in. z wnioskami o zadośćuczynienia złożonymi przez rodzinę generała Andrzeja Błasika, zmarłego pod Smoleńskiem dowódcy Sił Powietrznych. Wdowa po generale – Ewa Błasik domagała się od państwa 750 tys zł. O takie same kwoty wnioskowali córka i syn generała.
Generałowa uzasadniała, że „ostatnie 25 lat swojego życia bezgranicznie poświęciła mężowi”. I że najważniejsza była dla niej „wzorowo pełniona, dla dobra Ojczyzny, praca (…) męża pilota i jego trudny i niebezpieczny zawód”.
„Najpiękniejsze lata mojego życia podporządkowane były bezwzględnie armii; częste zmiany zamieszkania i odpowiedzialność zapewnienia komfortowych warunków mężowi do wykonywania ekstremalnych zadań w powietrzu nie dawały mi możliwości rozwoju i spełnienia ambicji zawodowych” – przekonywała w piśmie do sądu.
I skarżyła się, że renta, którą otrzymuje po mężu, nie jest wysoka i nie rośnie tak szybko, jak „rosłaby pensja odbierana przez zmarłego małżonka, który był wysoko oceniany w strukturach NATO i niezwykle szanowany w szeroko rozumianym świecie lotniczym”.
We wniosku Ewa Błasik odniosła się również do zarzutów, które padały publicznie po katastrofie, pod adresem generała. Przypomnijmy: były dowódca pułku, do którego należał TU 154, wśród głosów osób, które podczas lotu rozmawiały z pilotami rozpoznał głos Błasika; na tej podstawie generałowi zarzucono wywieranie nacisków na załogę. Generałowa pisze, że imię jej męża zostało zszargane celowo. „Machina propagandowa Rosji, wspierana przez polskich dziennikarzy głównego nurtu, sięgnęła po najgorsze wzorce stalinowskie. (…) zbrukano jego dobre imię, odebrano to, co było wartością najwyższą, honor oficera Wojska Polskiego”.
Argumenty generałowej musiały przekonać przedstawicieli MON, bo resort podpisał ugody z nią i jej dziećmi. Każde z nich dostało po 250 tys. zł zadośćuczynienia. Cała trójka, podobnie jak inni najbliżsi ofiar, dostała już po 250 tys. zł w 2011 r.
Również 250 tys. zł ministerstwo wypłaciło kilka tygodni temu córce gen. Włodzimierza Potasińskiego, byłego dowódcy Wojsk Specjalnych. Aleksandra Potasińska w swoim wniosku domagała się początkowo 360 tys. zł. Uzasadniała, że temat katastrofy jest wciąż poruszany w mediach i że pod adresem ofiar katastrofy, związanych z wojskiem, padają „nieuprawnione zarzuty”.
„Rodziny ofiar katastrofy, a zwłaszcza rodziny wojskowych, muszą nie tylko przeżywać publicznie żałobę, ale także drżeć, że to nie koniec niepokoju i że jeszcze coś przykrego je spotka” – pisała.
Dodawała również, że wciąż trwa śledztwo w sprawie wydarzeń z 10 kwietnia 2010 r. i „nie ma pewności, co do rzetelności wykonanych wszystkich czynności łącznie z identyfikacją zwłok.” A na dodatek „rodziny ofiar spotykają się z atakami w związku z otrzymanymi w drodze ugód sądowych zadośćuczynieniami”, choć przecież sądy przyznają podobne kwoty tym, którzy siedzieli w więzieniach za PRL.
Po 250 tys. zł zadośćuczynienia chcą też od MON żona, córka i syn gen. Kazimierza Gilarskiego, zmarłego pod Smoleńskiem dowódcy Garnizonu Warszawa oraz żona i córka gen. Franciszka Gągora, byłego szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.
O największe rekompensaty wystąpiła rodzina gen. Tadeusza Buka, byłego dowódcy Wojsk Lądowych. Troje jego bliskich domagało się łącznie od państwa 9 mln zł. Na razie ministerstwo podpisało ugodę tylko z synem – Mariuszem – przyznając mu 250 tys. zł.
Rodziny biskupa i księdza
W ostatnim czasie z wnioskami o zadośćuczynienia za katastrofę smoleńską, wystąpili także bliscy biskupa polowego Tadeusza Płoskiego: matka Kazimiera, brat Jan i siostra Elżbieta Smiszek. Domagają się od MON po 500 tys.zł zadośćuczynienia. Rodzeństwo biskupa nie dostało wcześniej pieniędzy.
„A ból tak samo przeżywamy jak reszta rodzin, które straciły swoich bliskich w katastrofie pod Smoleńskiem, na tej nieludzkiej ziemi” – pisze w swoim wniosku siostra duchownego.
W 2011 r., Prokuratoria Generalna, która w imieniu państwa prowadziła negocjacje z rodzinami w sprawie zadośćuczynień, uznała, że nie obejmą one braci i sióstr ofiar. Bo trudno z góry założyć, że między dorosłym rodzeństwem, mieszkającym często bardzo daleko od siebie, jest bliskość uzasadniająca wypłacanie rekompensat. Ówczesne władze uznały, że to sąd powinien oceniać, jaka więź łączyła konkretne rodzeństwo i czy braciom i siostrom ofiar należą się pieniądze. MON odrzucał ich wezwania do ugody. Teraz resort Antoniego Macierewicza godzi się na wypłatę pieniędzy – a sąd jedynie zatwierdza ugody.
W swoim wniosku Jan Płoski pisze, że śmierć brata- biskupa była dla niego wielką traumą, którą przeżywa do dziś. Ze względu na nią musiał zrezygnować z pracy (był wychowawcą w zakładzie karnym) i pójść na rentę – przyznano mu trzecią grupę inwalidzką.
Według niego, argumentem za wypłatą pieniędzy, są także ustalenia powołanej na początku roku przez Antoniego Macierewicza podkomisji ds. zbadania katastrofy smoleńskiej.
Ten sam argument pada we wnioskach wielu rodzin smoleńskich. Piszą, że zgodnie z prawem takie gremium może być powołane tylko gdy wyjdą na jaw nowe okoliczności katastrofy, a skoro takie okoliczności wyszły – to znaczy, że nie została ona przez tyle lat wystarczająco dobrze zbadana.
„Powołana podkomisja (…) wykazała zaniedbania, kłamstwa i manipulacje komisji Jerzego Millera. Ja od początku nie wierzyłem, że to była zwykła katastrofa. Na setki kawałków nie rozpada się samolot z tak niskiej wysokości i nie powoduje takich zniszczeń ciał” – przekonuje brat biskupa.
I dodaje: „Nasza rodzina cierpi również z powodu, iż dotychczasowe ekshumacje potwierdziły, że w trumnach znajdowały się inne osoby. My też nie mamy pewności, czy ciało brata przebywa w trumnie złożonej w Katedrze Polowej w Warszawie”.
Jan Płoski zaznacza, że pieniądze z zadośćuczynienia chce przeznaczyć na wsparcie fundacji Pamięci Biskupa Tadeusza Płoskiego, by „zachować pamięć o bracie i szukać ujścia dla swojej żałoby i cierpienia”.
O rekompensatę wystąpiła także Krystyna Chojnacka, siostra ks. prałata Bronisława Gostomskiego, kapelana prezydenta. Domagała się 250 tys. zł. Do ugody na razie nie doszło.
Inni także chcą zadośćuczynień
Przykład znanych osób, domagających się pieniędzy za śmierć ofiar katastrofy smoleńskiej, zachęca do zgłaszania roszczeń kolejne osoby. Bartosz Borkowski, leciał do Smoleńska jako opiekun swojej babci Anny, która w Katyniu straciła ojca. Jego żona – Ewelina domaga się od MON 450 tys. zł zadośćuczynienia. Jej pełnomocniczka pisze, że:
„Dla postawy wnioskodawczyni nie bez znaczenia jest to, że wciąż napływają nowe informacje dotyczące wypłat dla rodzin”.
Prawniczka dodaje, że chodzi m.in. o bliskich Janusza Kurtyki i Andrzeja Przewoźnika. „Wnioskodawczyni uważa wobec tego, że i jej, jako osobie najbliższej – żonie ofiary – przysługuje wyższa rekompensata niż dotychczas wypłacona. Wiceminister MON Bartosz Kownacki przyznał, że poprzedni rząd nie stanął na wysokości zadania i w sprawie odszkodowań dla rodzin smoleńskich były one za niskie”.
Podobnie argumentują także inne rodziny, mniej znanych ofiar katastrofy smoleńskiej. Według naszych informacji, do złożenia wniosków o dodatkowe zadośćuczynienia prawnicy przekonują również rodziny ofiar katastrofy samolotu CASA.