Fatalny w skutkach poród Ani. Miała być zdrowa, nie ma szans na normalne życie

Dziewczynka miała urodzić się zdrowa, ale przez błąd lekarzy doznała porażenia mózgowego i nie ma szans na normalne życie. Po 10 latach od fatalnego porodu sąd przyznał jej ponad 600 tys. zł zadośćuczynienia i dożywotnią rentę.

Nic nie zapowiadało tragedii. Na karcie przyjęcia do szpitala w Wołowie w 2006 r. odnotowano, że mamę Ani przyjęto „w stanie ogólnie dobrym”. Zdecydowano jednak, że poród odbędzie się z użyciem pompy próżniowej. 10 minut po porodzie do kartoteki wpisano wynik pierwszego badania noworodka, określając jego stan jako „średni”. Lekarze zaczęli uważniej obserwować dziewczynkę. Pół godziny później stan dziecka zaczął się nieco poprawiać, ale po południu pogorszył się, a wyniki badań były coraz mniej optymistyczne, więc wezwano pogotowie, które zabrało je do specjalistycznego szpitala we Wrocławiu. Zdiagnozowano mózgowe porażenie dziecięce, a rodzice uważali, że jego przyczyną były zaniedbania przy porodzie.

Od tamtej pory 10-letnia dziś Ania przechodzi nieustanne leczenie i rehabilitację. Jest przykuta do łóżka, nie potrafi siedzieć bez podparcia ani mówić. W sytuacjach gdy doświadcza silnych emocji, wydaje jedynie dźwięki. Słabo widzi. Zmaga się także z padaczką, która pojawiła się kilka miesięcy po porodzie.

W ubiegłym roku musiała przejść kolejną operację biodra. W tym roku lekarze zoperują jej kręgosłup. Powołany do sprawy biegły bez ogródek stwierdził, że dziewczynka będzie musiała być leczona przez całe życie, a szanse na poprawę jej zdrowia są nikłe.

Czy lekarze popełnili błąd?

Po trzech latach od feralnego porodu rodzice Ani wystąpili z pozwem o zadośćuczynienie i rentę dla dziecka. Przekonywali, że do porażenia doszło z winy pracowników szpitala, którzy dopuścili do zachłyśnięcia się dziewczynki wodami płodowymi, czego efektem było niedotlenienie okołoporodowe dziecka.

Dowodzili, że Ania wymaga nieustannej uwagi i pomocy w każdej, nawet najprostszej czynności. Jej mama zrezygnowała z pracy, by móc się nią zajmować. Najprawdopodobniej z pracy zrezygnuje również jej ojciec, który i tak już dziś często musi brać zwolnienia, by pomóc zawieźć córkę do szpitala albo na rehabilitację.

Rodzice w imieniu córki domagali się od powiatu wołowskiego, któremu podlega szpital, pół miliona złotych zadośćuczynienia za utratę jej zdrowia i comiesięczną rentę w wysokości 4 tys. zł. Wyliczyli, że Ania potrzebuje nieustannej rehabilitacji (godzina kosztuje 70 zł) i turnusów rehabilitacyjnych (dwa tygodnie to koszt około 4 tys. zł).

W odpowiedzi na pozew powiat wołowski i PZU, ubezpieczyciel szpitala, przekonywali, że być może na stan dziecka miały wpływ np. czynniki genetyczne. W pierwszej kolejności sąd zdecydował się więc ustalić, czy rzeczywiście lekarze są odpowiedzialni za stan dziecka.

W wyroku wstępnym, wydanym w 2013 r., sąd uznał, że do porażenia dziecka doszło na skutek błędów i zaniedbań popełnionych przez pracowników szpitala. Jednocześnie sąd uznał, że odpowiedzialność za to ponoszą powiat wołowski jako jednostka zwierzchnia szpitala i PZU jako ubezpieczyciel placówki.

Za pozbawienie dziecka szans

Od tamtej pory toczył się proces o wysokość zadośćuczynienia i renty. Opinie powołanych w sprawie biegłych były niekorzystne dla szpitala, więc wyrok sądu I instancji mógł być tylko jeden.

– Dziecko wymaga pomocy we wszystkich czynnościach życia codziennego, a ponieważ rokowania na przyszłość co do wyleczenia są niepomyślne, będzie wymagało opieki przez całe życie – uznał sędzia Sławomir Urbaniak, dodając, że przez błąd lekarzy Ania nigdy nie będzie miała szansy cieszyć się życiem tak jak zdrowe dzieci. – Nigdy nie miała możliwości zaznać innego sposobu życia, szansy takiej została bowiem pozbawiona już w momencie swych narodzin z winy pracowników szpitala – zaznaczył sędzia.

Dlatego też sąd przyznał dziewczynce 608 tys. zł zadośćuczynienia. Orzekł również, że i powiat wołowski, i PZU mają na jej rzecz płacić rentę w wysokości 4 tys. zł miesięcznie.

Zarówno powiat, jak i PZU złożyły odwołanie, domagając się zmniejszenia zasądzonych kwot. Ale sąd apelacyjny pozostał nieugięty, w pełni podzielając ustalenia sądu I instancji. Wyrok jest prawomocny.

gazeta.pl

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *