Bez zadośćuczynienia za śmierć nieupilnowanego dziecka

Rodzice, którzy nie zapewnili skutecznej opieki małemu dziecku, przyczynili się do jego śmierci pod kołami samochodu. Dlatego ani oni, ani rodzeństwo dziecka nie mogą liczyć na zadośćuczynienie od ubezpieczyciela kierowcy. Tak orzekł Sąd Okręgowy w Nowym Sączu, a jego rozstrzygnięcie podtrzymał Sąd Apelacyjny w Krakowie (sygn. akt I ACa 1356/15).

W sprawie chodziło o roszczenia małżonków B. oraz czworga ich dzieci – zapłaty po 50 tys. zł na dwoje pierwszych powodów i po 30 tys. zł na rzecz pozostałych. Kwoty te stanowić miały zadośćuczynienie za krzywdę doznaną w związku ze śmiercią syna i brata. Rafał B. miał niecałe 4 lata, gdy doszło do tragicznego zdarzenia na posesji należącej do jego rodziców. Dziecko pozostawione przez jakiś czas bez opieki osoby dorosłej, wyszło samo z pomieszczenia sklepu na poddaszu budynku, zeszło schodami zewnętrznymi na plac manewrowo-parkingowy między dwoma sklepami i wbiegło pod ruszający samochód dostawczy. Zmarło w wyniku rozległych obrażeń.

Nikt nie miał czasu

Zobowiązanym do opieki nad synem był ojciec Tadeusz B., matki w tym czasie nie było – wyjechała do innej miejscowości. Ojciec jednak był zajęty innymi sprawami – sprzątał po świniobiciu i składał ze znajomym wędzarnię. Przez ten czas młodszym rodzeństwem miała zająć się dorosła córka, ale i ona była jeszcze zajęta inną pracą w jednym ze sklepów należących do rodziców.

Kierowca samochodu, pod którego kołami zginął Rafał, nie miał szans uniknąć wypadku. Po dostarczeniu towaru do sklepu spożywczego małżonków B. wsiadł do samochodu, żeby odjechać. Spojrzał prawidłowo w lusterka wsteczne i ruszył z miejsca. Wtedy pod koła wbiegło nagle dziecko. Taki przebieg zdarzenia został zarejestrowany na nagraniach kamer monitoringu zamontowanych na sklepie Tadeusza B.

Prokurator umorzył śledztwo w sprawie wypadku z powodu braku znamion czynu zabronionego. Kierowca był trzeźwy, nie naruszył żadnych zasad bezpieczeństwa i nie przyczynił się do zaistnienia wypadku.

Żałoba w rodzinie

Inaczej uważali rodzice Rafała. Wystąpili do ubezpieczyciela kierowcy samochodu dostawczego o wypłatę zadośćuczynienia. Ubezpieczyciel odmówił argumentując, że kierowca nie ponosi odpowiedzialności za wypadek. Nie mógł dostrzec dziecka ze względu na szczególny układ pojazdu względem budynku i schodów, z których schodził Rafał, a także z uwagi na jego wzrost. Zdaniem ubezpieczyciela wyłączną przyczyną wypadku był brak nadzoru rodziców nad dzieckiem, co wyłącza odpowiedzialność posiadacza pojazdu mechanicznego, ponoszącego odpowiedzialność na zasadach ryzyka.

Z tą argumentacją zgodził się Sąd I instancji. Nie negował, że śmierć małego dziecka u wszystkich członków rodziny mogła wywołać traumatyczne przeżycia. Jak stwierdził biegły psycholog, stratę brata najbardziej przeżywały jego dwie małoletnie siostry, które były z nim mocno emocjonalnie związane. Po jego śmierci ujawniły się u nich problemy emocjonalne, wzrósł poziom lęku, obniżyła koncentracja i pojawiły problemy w nauce. U jednej z dziewczynek zaobserwowano symptomy depresji, obwiniała ona siebie za śmierć brata, bo widziała jak zbiega on ze schodów. Zdaniem biegłej dziewczynki powinny być pod opieką psychologa.

Cierpiała także matka, która z kolei obwinia kierowcę samochodu za śmierć dziecka i żądała żeby ją przeprosił. Zdarzenie nie spowodowało jednak u niej trwałych następstw psychiatrycznych. Podobnie jak u ojca i dwojga dorosłych już dzieci.

Dziecko niewinne, rodzice – tak

Sąd przypomniał, że odpowiedzialność samoistnego posiadacza pojazdu mechanicznego jest to odpowiedzialności na zasadzie ryzyka – dla jej przyjęcia wystarcza, aby osoba poszkodowana wykazała zaistnienie szkody, zdarzenie wywołujące tę szkodę oraz związek przyczynowy między tym zdarzeniem a szkodą. Poszkodowany nie musi natomiast wykazywać winy sprawcy szkody. Odpowiedzialność na zasadzie ryzyka nie ma jednak charakteru absolutnego. Może być wyłączona, jeśli szkoda nastąpiła wskutek siły wyższej, z wyłącznej winy poszkodowanego lub osoby trzeciej. Ciężar wykazania takich okoliczności obciąża osobę, która chce się od odpowiedzialności zwolnić. Co jednak istotne, odpowiedzialność na zasadzie ryzyka nie będzie wyłączona, jeśli poszkodowanemu nie można przypisać winy ze względu na jego wiek lub stan psychiczny. Tak orzekł Sąd Najwyższy w uchwale 7 sędziów z 11 stycznia 1960 r. (I CO 44/59).

Sąd uznał, że jedyną przyczyną wypadku na posesji małżonków B. było nieprawidłowe zachowanie się poszkodowanego, czyli ich syna Rafał. Jemu jednak nie można przypisać odpowiedzialności za wypadek, bo miał wówczas tylko 4 lata. Można ją natomiast przypisać rodzicom, bo mają obowiązek ochrony małoletnich dzieci przed grożącymi im niebezpieczeństwami i szkodami, których z racji wieku dzieci nie są w stanie dostrzegać i unikać. Dlatego przyczynienie się rodziców do powstania szkody, która dotknęła ich małoletnie dzieci, jest równoznaczne z przyczynieniem się samych poszkodowanych.

– Obowiązek dbałości o życie i zdrowie dziecka może wynikać nie tylko z przepisów prawa, ale również ze zwykłego rozsądku, popartego zasadami doświadczenia, które nakazują podjęcie niezbędnych czynności zapobiegających możliwości powstania zagrożenia dla zdrowia lub życia dziecka – wyjaśnił Sąd.

Sąd podkreślił, że Rafał B. w chwili samego wypadku pozostawał bez nadzoru osób dorosłych. Wprawdzie była to chwila, gdy zbiegł z poddasza na plac manewrowy. Ten niedługi moment doprowadził jednak do tragicznego w skutkach wypadku.

– Tymczasem według miernika obiektywności i staranności podkreślenia wymaga, że żywe i ruchliwe 3,5 letnie dziecko wymaga stałej pieczy. Nie ulega bowiem wątpliwości, że z powodu wieku i właściwości osobniczych uzasadniona była większa kontrola i uwaga ze strony jego rodziców. Dziecko w wieku zmarłego Rafała B. powinno być pod ciągłą kontrolą z uwagi na nieprzewidywalność zachowania i to jeszcze w tak niebezpiecznych warunkach jakie panowały na posesji powodów, gdzie odbywał się ruch kołowy samochodów. Samo zwrócenie uwagi chłopcu, aby nie bawił się w pobliżu samochodu, mogło zapobiec nieszczęściu – podkreślił Sąd oddalając powództwo o zadośćuczynienie.

Własne podwórko może być niebezpieczne

Wyrok zaskarżyli wszyscy powodowie. Ich zdaniem szczególna kontrola, na którą powołał się Sąd I instancji, taka, aby zapobiec wypadkowi, musiałaby polegać na stałym trzymaniu za rękę małoletniego syna bądź na wydaniu zakazu poruszania się po własnym podwórku. Sąd Apelacyjny nie podzielił jednak ich poglądu.

– „Własne podwórko” w tym przypadku było placem manewrowo-parkingowym, po którym poruszały się samochody, również te dowożące towar do sklepów powodów, trudno więc sobie wyobrazić, że może po nim bezpiecznie poruszać się 3-letnie dziecko bez opieki – stwierdził Sąd oddalając apelację.

Wyrok jest prawomocny.

rp.pl

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *