Przez prokuraturę stracił majątek. Chce od państwa 43 mln zł

Sprawę Marka Kubali śledzą tysiące osób. To on zakładał znany ruch społeczny Niepokonani, który walczy z pomyłkami wymiaru sprawiedliwości. Dziś zaś zajmuje się sportem, głównie kolarstwem, i myśli o założeniu stowarzyszenia, które miałoby pomóc w ściganiu osób, które krzywdzą zwierzęta. Ale tym zajmie się na poważnie, kiedy już pozamyka sprawy sądowe.

Nawet najśmielsi scenarzyści filmowi nie wymyśliliby sprawy, w jaką wplątano Kubalę. – To, co przeszedłem, jest nie do opisania. Czułem się i czasami wciąż czuję jak bohater „Procesu” Kafki – mówi.

Cztery akty

Biznesmen opowiada o aresztowaniu w grudniu 2000 r. W areszcie spędził trzy tygodnie.

To wystarczyło, by bank, który chwilę wcześniej udzielił mu kredytu na 3 mln zł, wycofał się z umowy i zażądał natychmiastowej jego spłaty. Z umowy wycofał się też koncern samochodowy, z którym Kubala, znany w Polsce dealer samochodowy, podpisał umowę na sprzedaż ponad 330 samochodów.

Potem sytuacja posypała się jak domino. Kontrahenci jeden po drugim zaczęli wypowiadać umowy, powołując się na jego niestabilność finansową i tym samym brak gwarancji spłaty kredytów. Kubala w mgnieniu oka stracił wszystko, na co przez lata pracował. – Byłem w areszcie, kiedy odbierano mi samochody, a banki sięgały po swoją własność. Nie mogłem nic zrobić. Prokuratura postawiła mi ciężkie zarzuty, wywołała panikę, kontrahenci stracili do mnie zaufanie, a ja stałem się bankrutem – opowiada.

W tle toczyła się sprawa karna. Kubala został oskarżony m.in. o uszczuplanie podatku i przemyt samochodów. Sąd trzy razy zwracał prokuraturze akt oskarżenia, bo ten był niekompletny. Udało się dopiero za czwartym razem, cztery lata po zatrzymaniu Kubali. Potem toczyły się procesy, odwołania. W końcu w 2011 r. Kubala został całkowicie i prawomocnie oczyszczony z zarzutów.

W międzyczasie biznesmen skarżył się kilkakrotnie na „rażącą przewlekłość postępowania”. Sądy przyznawały mu rację, za co w sumie wygrał od państwa 32 tys. zł.

Został myśliwym

Marek Kubala bez zastanowienia podaje mi z pamięci sygnatury swoich spraw albo przytacza konkluzję wyroków. Taką pamięć mają najlepsi sędziowie i adwokaci. – To dlatego, że wszystkie swoje procesy prowadziłem samodzielnie. Jedynie przed apelacją, gdy obowiązuje tzw. przymus adwokacji, prosiłem znajomą kancelarię, by sprawdzała pisma. Nigdy nie miała uwag i przedstawiała je jako swoje – zaznacza.

Mówi, że po 11 latach sądowej batalii z ofiary zmienił się w myśliwego i teraz to on pozywa skarb państwa za błędy prokuratury.

Jego pozew złożony w 2011 r. składa się z trzech elementów. Kubala domaga się odszkodowania za straty, jakie poniósł w wyniku niesłusznego tymczasowego aresztowania, do tego dochodzi odszkodowanie w związku z utraconymi korzyściami, czyli możliwościami, jakie oferowałaby jego firma, gdyby funkcjonowała na rynku w latach 2001-2014. Ostatnim elementem pozwu jest roszczenie w związku z naruszeniem jego wizerunku, wizerunku jego firmy – biznesmen dowodzi, że przez działania prokuratury, a potem sądu doświadczył utraty zaufania społecznego.

Aresztowanie niesłuszne

– Pozew złożyłem przed czterema laty. Sprawą zajmuje się sąd w Świdnicy. Tam też po dwóch latach procesu zdecydowano, że nie mam racji, i mój pozew oddalono. Złożyłem odwołanie. Wrocławski sąd apelacyjny zmiażdżył orzeczenie pierwszej instancji. Nakazał powtórzyć proces i przede wszystkim powołać biegłych z zakresu ekonomii i bankowości do oceny tego, czy rzeczywiście poniosłem straty [sąd w Świdnicy biegłych nie powołał – przyp. red.] – mówi.

Sąd powołał dwie działające niezależnie specjalistki, które przez kilka miesięcy analizowały sprawę Kubali. Z blisko 70-stronicowej opinii bije jedna konkluzja: główną przyczyną upadku przedsiębiorstwa Kubali było jego niesłuszne tymczasowe aresztowanie.

W lipcu sąd zdecydował się przesłuchać biegłe, by te uzupełniły swoją opinię i rozwiały wszelkie wątpliwości. Rozprawa trwała prawie osiem godzin.

Kubala: – Biegłe wyraźnie podkreśliły, że przed moim aresztowaniem nie było żadnego argumentu, który pozwoliłby bankom czy kontrahentom na odstąpienie od umowy ze mną. Więc jedynym wytłumaczeniem tego, co mnie później spotkało, była decyzja o aresztowaniu.

Dobra wola

Biegłe będą wysłuchiwane ponownie pod koniec października. Sąd chce również przesłuchać przedstawiciela koncernu samochodowego, który przed laty wypowiedział biznesmenowi umowę. Mężczyzna uważa, że to marnowanie czasu, bo świadek ten już był przesłuchiwany i tłumaczył, że to nie on podjął decyzję. – Sąd mnie nie słucha. Do tego kolejną rozprawę wyznaczył dopiero w październiku. Ponad trzy miesiące od ostatniej rozprawy. Na co tu czekać? Uważam, że to szyderstwo ze strony sądu, prześladowanie mnie. Ja już tyle przeszedłem, że nie stać mnie na dostrzeganie dobrej woli w sądzie – tłumaczy.

Sędzia Agnieszka Połyniak, rzeczniczka świdnickiego sądu okręgowego, uspokaja: – Trwa okres urlopowy. Sędziowie też musieli zgrać terminy rozprawy z terminami innych spraw, które prowadzą. Wzięli również pod uwagę terminy, w jakich mogą się stawić biegłe, które ponownie sąd chce wysłuchać. To wszystko sprawiło, że termin wyznaczono dopiero na październik.

Kubala i tak złożył kolejną skargę na przewlekłość postępowania. Jeszcze nie została rozpoznana.

gazeta.pl

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *