Precedensowy wyrok kieleckiego sądu. Szpital musiał zapłacić pacjentce 250 tys. zł zadośćuczynienia za pozbawienie jej prawa do rozważenia decyzji o legalnej aborcji. Lekarz nie dostrzegł bowiem widocznych w badaniu USG ciężkich wad płodu.
Gdy córeczka pani Anny przyszła na świat, lekarze stwierdzili u noworodka ciężkie i nieodwracalne wady wrodzone – m.in. wodogłowie, rozszczep kręgosłupa, niedowład kończyn. Pierwszą operację dziewczynka przeszła już w drugiej dobie życia, potem były kolejne, także za granicą. Dziś porusza się na wózku inwalidzkim, jest pod kontrolą nefrologa, ortopedy, neurochirurga, rehabilitanta. Matka zajmuje się dzieckiem 24 godziny na dobę, co trzy godziny musi być ono cewnikowane. Koszty leczenia i rehabilitacji są ogromne, a Narodowy Fundusz Zdrowia refunduje je tylko w niewielkiej części.
Sąd: „To prawo jest dobrem osobistym najwyższego rzędu”
Kilka miesięcy temu Sąd Apelacyjny w Krakowie zdecydował prawomocnie, że szpital w Staszowie, którego lekarze kilkakrotnie wykonywali pani Annie USG w czasie ciąży, musi zapłacić kobiecie 250 tys. zł zadośćuczynienia oraz ponad 30 tys. zł odszkodowania. Proces toczył się przed Sądem Okręgowym w Kielcach i prawdopodobnie było to pierwsze takie orzeczenie w jego historii. Uznał on bowiem, że staszowski szpital za pośrednictwem zatrudnionych tam lekarzy naruszył jej dobra osobiste – pozbawił kobietę informacji o stanie zdrowia płodu, a w konsekwencji prawa do podjęcia decyzji o zgodnym z prawem przerwaniu ciąży.
„Prawo decydowania o tym, czy kobieta jest w stanie podjąć się wychowania głęboko niepełnosprawnego dziecka, jest dobrem osobistym najwyższego rzędu i wymaga podjęcia decyzji trudnej pod wieloma względami. Naruszenie dobra osobistego powódki spowodowało określone skutki, które ważą na całym jej życiu” – podkreślił w uzasadnieniu wyroku kielecki sąd.
Ginekolog nawet nie spojrzał na zdjęcie
Kluczowe okazało się badanie USG, które ginekolog-położnik ze szpitala wykonał pacjentce w 22. tygodniu ciąży. Sąd stwierdził, że lekarz przeprowadził je „w sposób co najmniej niestaranny” i popełnił zawiniony błąd. Według opinii biegłej wykonane wówczas zdjęcie płodu wyraźnie wskazywało na zmiany w obrębie kręgosłupa oraz spłaszczenie kości czaszki. Tymczasem ginekolog przyznał podczas procesu, że… w ogóle tego zdjęcia nie oglądał. Gdyby kobieta została wówczas poinformowana, że dziecko przyjdzie na świat nieuleczalnie chore, miałaby prawo zdecydować, czy chce je urodzić. Legalne przerwanie ciąży jest bowiem dopuszczalne do momentu osiągnięcia przez płód zdolności samodzielnego życia poza organizmem matki. Powołany neonatolog stwierdził jasno, że w tamtym momencie płód takiej zdolności nie osiągnął.
Tymczasem dopiero gdy kobieta była w 32. tygodniu ciąży, ten sam lekarz po kolejnym USG zauważył, że dziecko nie rozwija się prawidłowo.
Biegła z zakresu ginekologii i położnictwa stwierdziła też, że lekarze ze Staszowa nie wykonali pacjentce podstawowego badania przezierności karku płodu.
Dyrektor z wyrokiem nie dyskutuje, ale…
– Czy mam dyskutować z wyrokiem sądu? Widziałem pismo powódki. Może ją pani spyta, co teraz może powiedzieć swojej córce? Że „jakbym wiedziała o wadach, toby cię, dziecko, nie było na świecie”? To, że ta pani sobie wymyśliła, że będzie operować dziecko za granicą, to teraz szpital ma płacić? – denerwuje się Marek Tombarkiewicz, dyrektor staszowskiego szpitala.
Dodaje, że szefuje szpitalowi od 2007 roku, więc stało się to za jego kadencji. – Znam okoliczności, co było, a czego nie było widać [w badaniu USG – red.], ale nie będę o tym dyskutował. Jest wyrok, pieniądze zostały wypłacone, sprawa jest zamknięta – kończy.
Krzysztof Dyl, krakowski adwokat reprezentujący panią Annę w tym procesie: – Patrząc na sprawę z punktu widzenia społecznego, dostrzec można brak wypracowanych procedur zapewniających należyte zabezpieczenie prawa matki do uzyskania informacji o ewentualnych schorzeniach dziecka, uzasadniających poddanie się legalnemu zabiegowi przerwania ciąży. Dostrzegalny jest także brak systemowych rozwiązań mogącego zaistnieć w takiej sytuacji konfliktu sumienia po stronie lekarza, który ma przecież prawo nie leczyć, w tym nie informować pacjenta o procedurach medycznych, które uznaje za niezgodne z własnymi przekonaniami.
Imię kobiety zmieniliśmy.
Cały tekst: http://kielce.wyborcza.pl/kielce/1,47262,19104436,nie-dali-kobiecie-prawa-wyboru-szpital-musial-zaplacic-cwierc.html#ixzz3pziICco0