Walka z ubezpieczycielem o odszkodowanie. Ma wyrok… i nic

Jeden z moich czytelników po trwających trzy lata bojach sądowych wygrał z ubezpieczycielem spór o milionowe odszkodowanie. Ale, choć ma w ręku prawomocny wyrok sądu, pieniędzy na razie nie dostał.

Sytuacje, w których klient jest zmuszony walczyć w sądzie o wypłatę pieniędzy z polisy ubezpieczeniowej lub o zwrot składek w przypadku, gdy polisa okazała się „niby-polisą”, są bolesne. Taki spór przypomina starcie Dawida z Goliatem. A już absolutnym skandalem jest sytuacja, w której klient wynajmuje prawnika, składa pozew w sądzie, wygrywa sprawę i mając w ręku prawomocny wyrok, nie jest w stanie wyegzekwować swoich pieniędzy.

Opisywałem już jeden taki przypadek, w którym klienci Banku Millennium w dwóch instancjach wygrali proces o zwrot ubezpieczenia niskiego wkładu własnego do kredytu hipotecznego, a bank i tak odmówił im wypłaty pieniędzy. Przekazał je na rachunek kredytu, twierdząc, że… zalicza je na poczet kolejnej składki tego samego, zakwestionowanego już skutecznie przez sąd, ubezpieczenia.

Dziś kolejny bulwersujący przypadek. Zaczęło się od ogromnej tragedii rodzinnej. Córka mojego czytelnika popełniła samobójstwo, przekazując spadkobiercom ogromne zadłużenie z tytułu kredytu we frankach – mniej więcej milion złotych. Ponieważ do kredytu było dołączone ubezpieczenie na życie (z cesją praw na bank), mój czytelnik poprosił bank, by ten ściągnął należność kredytową z ubezpieczyciela (firmy Benefia z grupy Compensa).

Bank nie miał najmniejszej ochoty, by iść na udry z ubezpieczycielem, więc mój czytelnik musiał przeprowadzić sądową batalię, by bankowcy przekazali mu prawa do polisy. Kiedy po dwóch latach się to wreszcie udało, pojawił się kolejny problem – Benefia odmówiła wypłaty. Prawnicy ubezpieczyciela powołali się na art. 815 kodeksu cywilnego (mówi, że ubezpieczony ma obowiązek podać prawdziwe informacje we wniosku o ubezpieczenie) w związku z art. 834 kodeksu cywilnego, który z kolei mówi, że towarzystwo może wyłączyć swoją odpowiedzialność, gdy przy zawieraniu umowy klient podał nieprawdziwe dane, a od wypadku ubezpieczeniowego nie upłynęły trzy lata (córka mojego czytelnika zmarła w trzecim roku obowiązywania umowy).

Wszystkie opinie korzystne dla klienta

Mój czytelnik złożył pozew w sądzie. A ponieważ to człowiek nie w ciemię bity, zadbał o korzystne opinie prawne autorytetów w dziedzinie ubezpieczeń, w tym prof. Jerzego Handschkego, guru w tej branży, zmarłego w 2013 r. Wszystkie były dla niego korzystne, sprowadzając się do konkluzji, że w tej konkretnej sytuacji ubezpieczyciel może się uchylić od odpowiedzialności tylko w pierwszych dwóch latach od podpisania polisy.

Sąd pierwszej instancji uznał jednak, że to ubezpieczyciel ma rację. Mój czytelnik postanowił walczyć dalej. Wysupłał kolejne 50 tys. zł na wpis sądowy i złożył apelację. Kilka tygodni temu zapadł wyrok sądu drugiej instancji. Uznał on, że ubezpieczyciel powinien wypłacić pieniądze z polisy na życie. A więc zwycięstwo? Nie do końca, bowiem gdy bohater niniejszej historii zwrócił się o wypłatę pieniędzy, otrzymał od prawników Compensy pismo, z którego wynika, że nic nie dostanie, przynajmniej na razie.

Powód? Ubezpieczyciel rozważa złożenie w Sądzie Najwyższym kasacji, a ze względu na dużą kwotę zasądzonego świadczenia i fakt, że są to pieniądze przeznaczone na spłatę zadłużenia wobec banku – firma wskazała na ryzyko „niepowetowanej szkody”. A jakiej? Gdyby wyrok został ostatecznie uchylony lub zmieniony na korzyść ubezpieczyciela, firma obawia się, że nie będzie w stanie odzyskać tego miliona od mojego czytelnika.

Sprytne. Powołując się na taką argumentację, można uchylić się od wykonania każdego prawomocnego wyroku sądowego. Wystarczy wskazać, że klient jest biedny – choć przecież czytelnika było stać na „zainwestowanie” w sprawę 100 tys. zł (wpis sądowy w dwóch instancjach), opłacenie prawników oraz ekspertyz autorytetów ubezpieczeniowych – i że nie będzie go stać na zwrot tego, co miałby otrzymać po wygranej w sądzie.

Bardzo mi się nie podoba ta zagrywka firmy ubezpieczeniowej – jeśli przegrała prawomocnie sprawę z konsumentem, to jej obowiązkiem jest wykonać prawomocny wyrok, przynajmniej dopóki nie uzyska formalnej zgody sądu na wstrzymanie wykonalności wyroku. Firma ubezpieczeniowa nie ma żadnych dowodów na ograniczoną wypłacalność spadkobiercy swojej klientki. Zresztą sprawa dotyczy umowy ubezpieczenia, w której uposażonym jest bank. A klient działał jedynie w jego imieniu (dlatego że bank umył ręce i nie chciał walczyć w sądzie z ubezpieczycielem). W ostateczności więc – gdyby kasacja się powiodła, a mój czytelnik okazał się niewypłacalny – ubezpieczyciel może dochodzić pieniędzy od banku.

Wiem, że w sprawie wykonania wyroku toczą się negocjacje między klientem a firmą ubezpieczeniową. Mam nadzieję, że zakończą się one jedynie słusznym wnioskiem, i mój czytelnik nie będzie musiał prosić komornika o zablokowanie kont dużej, bądź co bądź, firmy.

Read more: http://wyborcza.biz/pieniadzeekstra/1,146262,18450193,walka-z-ubezpieczycielem-o-odszkodowanie-ma-wyrok-i-nic.html#ixzz3hhjWQ2VO

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *