Rekordowej kwoty 2,5 mln zł zadośćuczynienia domagają się od dwóch świętokrzyskich szpitali rodzice trzyletniej dziś Julii. Dziewczynka urodziła się w 30. tygodniu ciąży, była niedotleniona, do końca życia będzie wymagała rehabilitacji.
Pani Dorota (imię zmieniliśmy) trafiła do szpitala w Jędrzejowie 30 kwietnia 2012 roku. Była wtedy w 30. tygodniu ciąży. Skarżyła się na ostre bóle brzucha. Zrobiono jej badania. – Lekarz dyżurujący od godz. 16.50 do 18.30 dzwonił do różnych ośrodków, żeby przekazać tam pacjentkę – tłumaczy Monika Gądek-Tamborska, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Kielcach.
To było zatrucie ciążowe
Karetka przyjechała dopiero o godz. 20.30. Pani Dorota została przewieziona do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach. Tam zdiagnozowano u niej zatrucie ciążowe. To bardzo niebezpieczny stan zarówno dla matki, jak i dla dziecka.
Badanie KTG, które zrobiono około godz. 23, wykazało brak ruchów płodu.
Tuż przed północą rozpoczęło się cesarskie cięcie. Stan Julii był ciężki, dostała 1 punkt w skali Apgar.
Dziewczynka ważyła 1360 gramów, urodziła się niedotleniona, ma niedowład kończyn.
Przewieźli dziewczynkę do Krakowa
Następnego dnia lekarze podjęli decyzję, żeby niemowlę przekazać do szpitala dziecięcego przy ul. Langiewicza w Kielcach, ale tam odmówiono jej przyjęcia, bo nie było miejsc.
Ostatecznie trafiła do specjalistycznej placówki w Krakowie.
W połowie 2012 roku na Czarnowie nie było jeszcze oddziału z trzecim, najwyższym poziomem referencyjności, gdzie ratuje się wcześniaki. Utworzono go kilka miesięcy później.
Rodzice Julii skierowali sprawę do sądu. Od obydwu szpitali oraz od dwóch dyżurujących wówczas lekarzy domagają się wypłaty rekordowej kwoty 2,5 mln zł zadośćuczynienia. Zarzucają, że zbyt późno podjęto decyzję o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia. Dziewczynka do końca życia będzie wymagała rehabilitacji.
Procesy ciągną się latami
Procesy o zbyt późno przeprowadzony zabieg cesarskiego cięcia są jednymi z częstszych, jeśli chodzi o błędy medyczne. Jak wszystkie dotyczące zdrowia, ciągną się latami, bardzo długo bowiem trzeba czekać na opinię biegłych, których jest zbyt mało.
Ten wytoczony przez rodziców Julii już się rozpoczął, placówki nie przyznają się do winy.
– Szpital w Jędrzejowie twierdzi, że ma pierwszy poziom referencyjny ginekologii i położnictwa, w związku z tym nie może rozwiązywać ciąży w 30. tygodniu – tłumaczy sędzia Gądek-Tamborska.
Poza tym wyjaśniono, że zatrucie ciążowe jest nagłym stanem w położnictwie, którego nie dało się przewidzieć.
– Na pewno zdarzyła się tragedia, mówię o tym jako człowiek i jako lekarz. Uważam, że nie było w tym naszej winy, dlatego czekamy na wyrok – mówi Waldemar Michalczuk, wicedyrektor ds. medycznych szpitala w Jędrzejowie.
Kamila Kocańda, radca prawny Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach: – Swoje stanowisko przedstawimy w toku procesu. Media nie są odpowiednim miejscem, żeby na ich łamach się ustosunkowywać do sprawy.
gazeta.pl