Właściwe bez zbędnego redakcyjnego komentarza, ponieważ sprawa takiego komentarza nie wymaga, publikujemy list byłej klientki firmy Lege Artis z Krakowa. Sprawa dotyczy dramatycznego wypadku jaki miłą miejsce w Słupsku na przejściu dla pieszych oraz woalki o życie i zdrowie nastolatki wybudzonej w klinice „Budzik” w Warszawie. Rodzina trafiła pod opiekę „profesjonalistów” z Krakowa. „Profesjonalistów”, którzy pozew w sprawie o odszkodowanie wydrukowali z Internetu i ręcznie wpisali „odpowiednie dane”.
Pomimo wielokrotnych prób skontaktowania się z firmą Lege Artis z Krakowa, firma nie udzieliła nam odpowiedzi na postawione pytania.
Jedna odpowiedź
Problemem jest prawo, które pozwala na działanie takich firm. Na zachodzie nie wolno nikomu brać się za takie sprawy, jeśli nie ma się zdanych odpowiednich egzaminów, a u nas sprawy odszkodowawcze prowadzą osoby bez żadnego wykształcenia. A ludzie (klienci) są niczego nie świadomi, bo te firmy kuszą ich kolorowymi ulotkami i często podpisują umowy będąc pod wpływem szoku powypadkowego i na lekach – agenci zjawiają się jeszcze zanim karetka z pacjentem dojedzie do szpitala.
Miałam klienta, który wycofał się umowy ze mną (jestem radcą prawnym), bo stwierdził, że jestem niewiarygodna, bo nie mam kolorowych reklam i przedstawicieli handlowych, a poza tym jestem zbyt „tania”, a skoro „tania”, to nic nie warta. Poszedł do LEGE ARTIS, bo tam są prawdziwi fachowcy, którzy się cenią na 30 % + VAT.