Uczeń stracił jądro. 'Biciu w szkole nie można zapobiec’

Chłopiec, który w wyniku bijatyki na szkolnym boisku stracił jądro, nie dostanie rekompensaty i renty. W pobliżu nie było nauczyciela, ale według sądu nie ma szans, by pilnować młodzież non-stop. – Bójki i pobicia z udziałem nastolatków były i są nadal zjawiskiem spotykanym w szkołach w Polsce i na całym świecie. Nie sposób mu zapobiec – uzasadnił sąd
Artykuł otwarty. To kwintesencja prawomocnego już wyroku, który zapadł w Sądzie Apelacyjnym w Lublinie. Marcin (imię zmienione) domagał się w pozwie od podlubelskiej gminy Borzechów i PZU S.A. 83 tysięcy złotych z odsetkami za trzy lata wstecz i dwa tysiące zł miesięcznej renty. Samorząd i ubezpieczeniowy gigant chciały oddalenia pozwu.

Operacja w trybie pilnym

W poniedziałek, 11 stycznia 2010 roku Marcin jechał szkolnym autobusem do jednego z borzechowskich gimnazjów. W pojeździe choć był taki obowiązek, nie było nauczyciela, który pilnowałby młodzież.

Jeszcze w autobusie Marcina zaczepił 16-latek, ale chłopak to zignorował. Przed szkołą awanturnik ponownie zaczął szturchać Marcina. Tym razem ten podjął wyzwanie. Na boisku za budynkiem gimnazjum, otoczeni przez grupę innych uczniów pobili się ze sobą. Marcin dostał kilka ciosów, zanim „pojedynek” przerwała nauczycielka.

Po pierwszej lekcji obaj chłopcy wylądowali na dywaniku u pedagoga. Ich rodzice dowiedzieli się też o zajściu. Tego samego dnia Marcina bolała moszna, ale wziął lek przeciwbólowy i posmarował ją maścią.

W środę wyznał matce, że źle się czuje. Pojechała z nim do lekarza rodzinnego, a ten skierował gimnazjalistę do szpitala w Lublinie. Rozpoznano u niego uraz moszny z obrzękiem i masywnym twardym krwiakiem. W pilnym trybie zakwalifikowano go na operację. Podczas zabiegu usunięto mu niemal całe prawe jądro. Ze szpitala wypisano go po dwóch tygodniach.

Problemy z seksem

Obecnie nie skarży się już na ból. Musi tylko na siebie uważać, raz w roku stawia się na kontrolę u lekarza. Szczęśliwie utrata jądra nie spowodowała u niego zaburzeń płodności. Skończył gimnazjum, dostał się do technikum. Korzysta z ochraniacza na jądra.

– Najgorsze, że stałem się dużo bardziej nieśmiały w stosunku do dziewczyn i odbieram siebie jako gorszego mężczyznę – przekonywał sąd. Nie ma dziewczyny, skarży się na problemy z seksem. Potwierdzili to biegli psycholog i seksuolog w procesie przed Sądem Okręgowym w Lublinie, do którego najpierw trafił pozew Marcina.

Dlaczego jednak sąd sprawę oddalił? Gmina (organ prowadzący gimnazjum) musiałyby wypłacić rekompensatę, o ile podczas postępowania wykazano konkretne zaniedbania samorządowych pracowników.

Sąd pierwszej instancji przypomniał dwa orzeczenia Sądu Najwyższego i stwierdził, że władze szkoły nie mają możliwości, by całkowicie chronić 16-latków (w tym wieku był prowodyr) przed zagrożeniami ze strony ich samych. – Żadne środki prawne ani techniczne czy organizacyjne nie mogą zapewnić pełnego bezpieczeństwa uczniów. Bójki i pobicia z udziałem nastoletnich uczniów były i są nadal zjawiskiem spotykanym w szkołach w Polsce i na całym świecie. Nie sposób mu zapobiec, jakkolwiek obowiązkiem szkół jest je ograniczyć – uzasadnił sąd.

Przyczynił się do wypadku

Gimnazjum, do którego chodził Marcin, miało zaś odpowiedni regulamin (obaj chłopcy go złamali), wyznaczonych do dyżurowania nauczycieli, kontrole kuratorium nie wykazywały niczego niepokojącego. Uczniowie powinni zaś wiedzieć, co im wolno, a czego nie. Udział w bójce jest niedopuszczalny. Sąd stwierdził, że nierealne byłoby stałe monitorowanie tego, co się dzieje z gimnazjalistami, bo wymagałoby zamontowania wielu kamer, zatrudnienia nieograniczonej liczby wychowawców i drastycznego ograniczenia swobody poruszania się. A to i tak nie gwarantowałoby młodzieży pełnego bezpieczeństwa.

Co jednak z brakiem nauczyciela w gimbusie? Nawet gdyby był, to powinien pilnować porządku w autobusie, a Marcin po wyjściu z auta miał obowiązek iść prosto do budynku szkoły. Swoim zachowaniem przyczynił się do wypadku. Nawet gdyby pedagog widział szarpaninę, to cios w jądra, jaki otrzymał Marcin, padł w ciągu sekundy. – Nie sposób byłoby go powstrzymać – upiera się sąd. Marcin złożył apelację od wyroku sądu okręgowego, ale została niedawno oddalona jako bezzasadna.

gazeta.pl

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *