– To dla mnie kolejny policzek w twarz – mówi Paweł Guz, mężczyzna, którzy niesłusznie przesiedział w celi prawie półtora roku. Był podejrzany o zabójstwo – ostatecznie został całkowicie uniewinniony. Domagał się za to 5 mln zł odszkodowania i zadośćuczynienia. Sąd przyznał mu niecałe 300 tys. zł. Guz spędził w celi prawie półtora roku pod zarzutem zabójstwa. Chodziło o wydarzenia z połowy 2007 r. W lesie pod Lubartowem na Lubelszczyźnie odkryto zwłoki Pawła Marzędy, młodego mężczyzny, właściciela warsztatu samochodowego. Miejsce ukrycia zwłok wskazał Krzysztof P. To on w trakcie zeznań obciążył też Guza, że pomagał mu w zbrodni. Dziś Krzysztof P. jest już prawomocnie skazany za zabójstwo.
Guz od początku nie przyznawał się do winy. Opowiadał nam, że został wyciągnięty z łóżka przez policjantów, że cały czas wmawiał sobie, że to jakieś nieporozumienie. Tyle że „nieporozumienie” trwało i trwało. Mówił nam również, że miał alibi, ale sprawdzono je dopiero po rocznym pobycie w areszcie śledczym. Nikt nie chciał mu uwierzyć.
„Siedziałem jak w piwnicy”
Siedział w celi z różnymi osadzonymi – jak mówi, do końca życia tego nie zapomni. – Nie życzę tego nawet najgorszemu wrogowi. Jest się wrakiem człowieka, żywym trupem. Żyje się codziennie, z minuty na minutę, z godziny na godzinę, dzień po dniu, ze świadomością, że tam mogę spędzić resztę życia, nie robiąc nikomu nic złego. Siedzi się w niewielkim pomieszczeniu, które przypomina piwnicę, ludzie chodzą, mają depresję, nie wiedzą, co się dzieje. Ja też miałem taką depresję. Leżałem w łóżku, miałem połamaną nogę. Każdy dzień był nadzieją, że może się to już skończy, że prawda wyjdzie na jaw – mówił nam w 2012 r., tuż po tym, jak złożył w sądzie wniosek o zadośćuczynienie i odszkodowanie. Chciał w sumie 5 mln zł, dostał o wiele, wiele mniej.
Sąd Okręgowy w Lublinie we wtorek przyznał Guzowi niecałe 79 tys. 600 zł odszkodowania za poniesioną szkodę i 200 tys. zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę. Kwotę odszkodowania dokładnie wyliczono – sąd obliczył, ile Guz mógł stracić po zerwaniu kontraktu na pracę w Norwegii, bo taki kontrakt miał w chwili, gdy został zatrzymany.
Z wyliczeniem zadośćuczynienia było trudniej, przyznał to nawet sam sąd. – Tutaj się należy zgodzić z pełnomocnikiem wnioskodawcy, że jest bardzo trudno ustalić taką kwotę, są to rzeczy bardzo trudne do miarkowania – mówił sędzia Piotr Łaguna. Sąd przyznał kwotę 200 tys. zł złotych. – Paweł Guz nie z własnej woli znalazł się w centrum zainteresowania medialnego jako osoba naznaczona piętnem zabójcy znajomego. Sąd uznał, że taka kwota będzie adekwatna i zrekompensuje doznane krzywdy i dolegliwości, oczywiście na tyle, na ile sama kwota może zadośćuczynić doznanym krzywdom moralnym – mówił sędzia.
Guz będzie walczył dalej, chce iść do Strasburga
Sam Guz nie krył, że przyznana kwota to dla niego kolejny policzek w twarz, pierwszym było niesłuszne aresztowanie. – Ta kwota nie jest duża po tym, co przeżyłem i przeżywam do dzisiejszego dnia. Wyrok pokazuje, co znaczą prawa człowieka w naszym kraju, ile znaczy wolność i godność człowieka – stwierdził Guz po wyjściu z sali rozpraw. Przyznał, że będzie składał apelację i walczył dalej, choćby miał iść do Strasburga. – Nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać z kwoty, którą dostałem – mówi Guz.
gazeta.pl