Odszkodowanie dla uczennicy zaatakowanej nożem w szkole

– Zraniona w szkole nożem uczennica otrzyma 150 tys. zł odszkodowania od prowadzącej placówkę gminy Kraków – orzekł krakowski sąd. To pierwszy taki wyrok w naszym mieście.

Na zdjęciach zamieszczonych na Facebooku Dominika M. nie ma blizn. Skutecznie je sobie retuszuje. I tę na szyi, i tę ciągnącą się od ust do podbródka.

Biegły psycholog orzekł: dziewczynie pozostanie trauma do końca życia. Będzie ją przeżywać za każdym razem, gdy spojrzy w lustro. Jest wycofana. Ma zespół zaburzeń po stanie urazowym, poczucie lęku. Zdarzenie wraca do niej w snach. Ma automatyczny i dogłębny uraz do szkoły jako instytucji, która powinna być synonimem bezpieczeństwa, a dla niej nie była. Biegły chirurg plastyczny zawyrokował: blizn nie da się usunąć operacyjnie. To jest siedmioprocentowe inwalidztwo.

Mam prawo się bać

Ten wypadek wydarzył się trzy lata temu. Dominika, wówczas uczennica Gimnazjum nr 6 w Krakowie, została zaatakowała nożem przez swoją koleżankę Agatę G. Do zdarzenia doszło podczas przerwy na szkolnym korytarzu. Dyżurujące wtedy nauczycielki – matematyczka i anglistka – nie zrobiły nic, by ochronić Dominikę przed atakami nożowniczki. Gdy zobaczyły, co się dzieje, opuściły korytarz. Matematyczka tłumaczyła potem, że pobiegła dzwonić na pogotowie i policję.

– Jestem nauczycielką, ale też matką i żoną, mam swoje życie. I nie mam obowiązku rzucać się pod nóż, by bronić ucznia. Mam prawo się bać – mówiła po zajściu „Gazecie Wyborczej”.

Razem z drugą nauczycielką stanęła przed komisją dyscyplinarną kuratorium oświaty. Obydwie dostały naganę z ostrzeżeniem. Taka kara figuruje trzy lata w aktach, uniemożliwiając otrzymanie nagród oraz start w konkursach na dyrektorów szkół. Anglistka ją przyjęła. Matematyczka postanowiła walczyć. Odwołała się do komisji dyscyplinarnej Ministerstwa Edukacji, a ta ją uniewinniła. Pomogły argumenty biegłego psychologa, który podkreślił, że jakakolwiek próba interwencji ze strony nauczycielki mogłaby doprowadzić do eskalacji konfliktu. Winy nauczycielki nie dopatrzyły się prokuratura i sąd. Orzekły, że działając pod wpływem silnego stresu, zareagowała w jedyny możliwy dla siebie sposób.

Powiedziała, że słyszy głosy

– Nawet jeśli zdarzają się historie, którym nie jesteśmy w stanie zapobiec, nie może być tak, że nikt za nie nie odpowiada – uznał reprezentujący rodzinę Dominiki adwokat Rafał Pliszka. I skierował sprawę do sądu. Pozwał gminę jako organ prowadzący szkołę i ponoszący ryzyko za to, co się w niej dzieje (nie chciał, żeby za zdarzenie odpowiadali rodzice Agaty, ponieważ dziewczynka okazała się chora psychicznie, a więc również – w ocenie adwokata – była ofiarą tego zdarzenia).

Sprawa toczyła się dwa lata. Wyrok zapadł w czwartek. Gmina Kraków ma zapłacić Dominice 150 tys. zł zadośćuczynienia. W ustnym uzasadnieniu sąd orzekł, że szkoła w sposób rażący uchybiła swoim obowiązkom, bo:

* dzień przed atakiem dziewczynka, która zaatakowała Dominikę, powiedziała swojej wychowawczyni, że „słyszy głosy, które każą jej robić złe rzeczy”. Nauczycielka nie zareagowała;

* dyżurujące nauczycielki nie broniły Dominiki przed atakiem koleżanki;

* po ataku szkoła nie zapewniła bezpieczeństwa pozostałym uczniom, wpuściła ich na korytarz, gdzie stali osłupiali nad kałużą krwi, a wokół nich krążyła 13-latka z nożem w ręce.

Według sądu można było zapobiec wypadkowi, gdyby szkoła sprawowała właściwy nadzór nad uczniami. Na przykład zainteresowała się samotnie siedzącą na szkolnym korytarzu w czasie lekcji Agatą G.

Nie jesteśmy w Ameryce

Jak to możliwe, że prokuratura i sąd karny nie dopatrzyły się winy nauczycielek, a sąd cywilny na podstawie ich zachowania orzekł o winie gminy?

Sędzia Waldemar Żurek, rzecznik Sądu Okręgowego w Krakowie, wyjaśnia: – Sąd karny rozpatrywał indywidualne zachowania dwóch nauczycielek. Nie jesteśmy w Ameryce. Nasi uczniowie nie noszą broni w tornistrach, więc ta konkretna sytuacja była dla nich atypowa. Miały prawo być sparaliżowane strachem, nie można od nich wymagać, by heroicznie obezwładniły dziewczynę z nożem. To nie jest ich obowiązek. Sąd cywilny natomiast wziął pod uwagę cały zestaw czynników. To, jak szkoła zachowała się przez zdarzeniem i po nim. W Kodeksie cywilnym istnieje coś takiego jak wina w nadzorze. Instytucja, na terenie której doszło do wypadku, ponosi za niego odpowiedzialność. Zbieg wszystkich analizowanych przez sąd okoliczności był dla szkoły na tyle obciążający, że gmina musi ponieść za nie odpowiedzialność.

Mecenas Rafał Pliszka o wyroku: – To cud sprawiedliwości.

Pierwszy taki wyrok

Wiceprezydent Krakowa Tadeusz Matusz: – Będziemy apelować. Zasądzona kwota jest bardzo wysoka. Mówi się, że ma ją zapłacić gmina, ale tak naprawdę zapłacą wszyscy obywatele. Czy tak powinno być? Czy miasto może odpowiadać za zachowanie nauczycieli i zdarzenie w konkretnej szkole? W USA lekarze ubezpieczają się od odpowiedzialności cywilnej. Na podstawie tego wyroku będziemy apelować w Ministerstwie Edukacji, by rozważyło obowiązkowe ubezpieczenia OC wśród nauczycieli.

W Krakowie to pierwszy taki wyrok. Pięć lat temu sąd w Kaliszu nakazał gminie wypłacić odszkodowanie uczniowi, któremu kolega na szkolnym korytarzu złamał szczękę. Ale wtedy kwota była dużo mniejsza – nieco ponad 18 tys. zł.

– 150 tys. zł to bardzo dużo. Niektórzy mogą komentować, że dziewczyna zarobiła na swoim wypadku. Pytanie, czy daliby się pociąć nożem za taką kwotę – komentuje adwokat Pliszka.

 

gazeta.pl

 

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *