Ile kosztuje błąd lekarza? Dla pacjentów zdecydowanie za mało

– To kompletne nieporozumienie. Pacjent podpiera się naszym orzeczeniem, ale szpital wcale nie musi go brać pod uwagę. I za uszkodzenie ciała zaproponuje np. 100 zł – mówią członkowie komisji, która orzeka, czy lekarze popełniają błędy.
Minęły dwa lata, odkąd przy urzędach wojewódzkich zaczęły funkcjonować komisje ds. orzekania o zdarzeniach medycznych (potocznie – błędach lekarskich). W tym czasie do gdańskiej komisji wpłynęło 91 wniosków, 36 postępowań już się zakończyło. W 22 przypadkach stwierdzono, że błędu nie było, w 14 orzeczono wystąpienie zdarzenia medycznego. Jak tłumaczą przedstawiciele komisji, za takie zdarzenie można uznać tylko te niepowodzenia w leczeniu, które są następstwem działań niezgodnych z aktualną wiedzą medyczną.

Szpitale nie chcą płacić

Co się dzieje, gdy komisja uzna, że doszło do „zdarzenia medycznego”? Jeśli szpital w ciągu 30 dni nie ustosunkuje się do orzeczenia – musi zapłacić tyle, ile zaproponował wnioskodawca. Jeśli jednak lecznica odpowie – pacjent musi sam negocjować z nim i jego ubezpieczycielem wysokość odszkodowania.

I w tym tkwi problem. Bo szpitale i firmy ubezpieczeniowe same ustalają, ile chcą wypłacić pokrzywdzonemu. W ich interesie jest zapłacić jak najmniej, więc proponowane przez nich stawki są często znacznie niższe od tych żądanych przez pacjentów.

Jak wynika z danych rzecznika praw pacjentów, jeden z pomorskich szpitali (RPP nie podaje nazw placówek) zaproponował choremu 2,5 tys. zł za rozstrój zdrowia, inny za uszkodzenie ciała chciał dać tysiąc zł.

– To kompletne nieporozumienie. Pacjent może się podeprzeć naszym orzeczeniem, ale druga strona nie musi go brać pod uwagę i może zaproponować np. 100 zł za uszkodzenie ciała – przyznaje mecenas Wojciech Grochowiecki, członek Wojewódzkiej Komisji ds. Orzekania o Zdarzeniach Medycznych w Gdańsku. – I tu dochodzimy do kolejnego absurdu – nie ma określonej minimalnej kwoty, którą szpital musi zaproponować pacjentowi. W rozporządzeniu minister zdrowia określił tylko maksymalne kwoty odszkodowań. Jeśli jest prowadzone postępowanie przed naszą komisją, powołujemy jednego, drugiego biegłego, uzyskujemy pełnowartościowy materiał. Gdy potem nie dochodzi do porozumienia między szpitalem a pacjentem, to sąd przeprowadza de facto to samo postępowanie, co my – powołuje biegłych, często tych samych.

A sądy nadal obłożone

Pacjenci, którzy nie chcą przyjąć tak niskich odszkodowań, i tak trafiają do sądów, gdzie czekają kilka lat na wyrok.

– Powodowie domagają się często bardzo rozbudowanych roszczeń, szczególnie w wypadku, gdy pacjent doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu – mówi Tomasz Adamski, rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku. – Domagają się odszkodowań za poniesione koszty, zadośćuczynienia za doznaną krzywdę, renty z tytułu zwiększonych potrzeb np. w związku z wymaganą ciągłą opieką. Trudność spraw rośnie w zasadzie w związku z ciężkością powikłań zdrowotnych. Największych kwot domagają się strony tam, gdzie skutki są najpoważniejsze i nieodwracalne. Tam też najbardziej skomplikowane są zwykle zagadnienia medyczne, co z kolei wymaga złożonych opinii z zakresu medycyny. Są sprawy tego rodzaju, które kończą się w okresie kilku-kilkunastomiesięcznym, jak i te szczególnie skomplikowane, które trwają dłużej.

Jednego z głównych celów powołania wojewódzkich komisji – odciążenie sądów – osiągnąć się ustawodawcy nie udało. Świadczą o tym statystyki. W 2011 r. do sądów rejonowych z okręgu gdańskiego wpłynęło 7 spraw dotyczących roszczeń odszkodowawczych pacjentów przeciwko samodzielnym publicznym zakładom opieki zdrowotnej, a do sądu okręgowego – 20. W 2012 r., kiedy pacjent mógł iść do sądu i komisji (powstały 1 stycznia), do sądów rejonowych wpłynęło 9 spraw, a do okręgowego – 57.

Czy jest szansa na zmiany?

Co trzeba poprawić?

– Przede wszystkim trzeba określić minimalną kwotę, którą szpital musi zaproponować pacjentowi za konkretne rodzaje krzywdy – mówi mecenas Wojciech Grochowiecki. – Być może trzeba byłoby powołać specjalnego rzecznika, który reprezentowałby pacjenta w negocjacjach. To są tylko propozycje, ale zmiany są konieczne, by przestało dochodzić do takich paradoksów, z jakimi mamy do czynienia dzisiaj.

– Skierowałam do ministra zdrowia uwagi do projektu nowelizacji ustawy, gdzie wskazałam konieczność zmian przepisów w zakresie ustalania kwot odszkodowań i zadośćuczynień – mówi Izabela Jakubczak-Rak, zastępca rzecznika praw pacjenta. – Zaproponowana zmiana polega na wprowadzeniu minimalnej wysokości odszkodowania bądź zadośćuczynienia, w tym doprecyzowanie, że propozycja szpitala bądź ubezpieczyciela nie może być rażąco niska w odniesieniu do wysokości poniesionej przez pacjenta szkody.

Krzysztof Bąk, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia: – Trwają prace przy nowelizacji ustawy o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta. Ministerstwo Zdrowia opracowało projekt założeń do projektu noweli oraz niektórych innych ustaw. Został on przekazany do uzgodnień międzyresortowych i konsultacji społecznych. Trwa analiza uwag zgłoszonych w ramach tych konsultacji. Postępowanie, które toczy się przed wojewódzką komisją do spraw orzekania o zdarzeniach medycznych, nie jest postępowaniem sądowym, natomiast stanowi alternatywę dla dochodzenia roszczeń przez pacjentów przed sądami powszechnymi. Celem postępowania toczącego się przed komisją jest ustalenie, czy zdarzenie, którego następstwem była szkoda majątkowa lub niemajątkowa, było zdarzeniem medycznym.

gazeta.pl

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *