Pobity Mikołaj podał gimnazjum do sądu. I wygrał. Bo szkoła nie dopilnowała ucznia, który zadał cios

Chłopak z innej klasy rzuca do Mikołaja rasistowski tekst. – Doszło do wymiany zdań, przepychanek… Nagle dostałem w twarz – opowiada uczeń. Szkoła zostaje uznana za winną, bo powinna sprawować nadzór nad chłopakiem, który zadał cios. Sąd zasądza zadośćuczynienie i odszkodowanie – z odsetkami ponad 18 tys. zł. Czy historia Mikołaja może zachęcić do podobnych pozwów innych uczniów? Mikołaj jest w pierwszej klasie gimnazjum. Świetnie się uczy, odnosi sukcesy sportowe. Najbardziej lubi siatkówkę. Janusz Pęcherz, prezydent Kalisza, przyznaje mu specjalne stypendium za wzorową postawę. W liście radzi Mikołajowi, by polegał na słowach i naukach Jana Pawła II. Pisze do Mikołaja: „Jestem przekonany, że i w przyszłości – ufny w potęgę nauki i wiedzy – będziesz mnożył swoje sukcesy”.

Dwa lata później Mikołaj traci ufność i wiarę. – Teraz uczę się do pierwszej w życiu sesji na studiach, ale wtedy marzyłem, by już nigdy nie iść do szkoły – opowiada 20-latek, dziś student Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.

Szczupły i wysoki, z gęstymi czarnymi brwiami, ciemną cerą – po ojcu pochodzącym z jednego z krajów arabskich. Mikołaj go nie zna, ale od pewnego czasu nie może przestać o nim myśleć – odkąd poszedł do gimnazjum, na szkolnych korytarzach przypominali mu o ojcu inni. Niewybrednie – krzycząc „Brudas”, „Murzyn”.

Właśnie tak było 17 marca 2009 r. w czasie przerwy śniadaniowej. – Nadal to widzę jak zwolnioną scenę w filmie – mówi Mikołaj.

Scena rozgrywa się w Gimnazjum nr 9. To moloch na wielkim blokowisku, nazywanym kaliskim Manhattanem. Na kwiatku, czyli w miejscu, gdzie zbiegają się korytarze, Bartłomiej, chłopak z innej klasy, rzuca do Mikołaja rasistowski tekst. – Doszło do wymiany zdań, przepychanek… Nagle dostałem w twarz.

Ledwo piłem zupę przez słomkę

W szpitalu lekarze stwierdzają złamanie żuchwy w dwóch miejscach. Leczenie jest bolesne i długie. Chłopak opowiada jednak, że prawdziwe piekło zaczęło się po powrocie do szkoły: – Mówili, że kabluję na kolegę i niszczę szkołę. Odsunęli się ode mnie nauczyciele i koledzy. W klasie pytali: „Jak możesz to robić Bartkowi?”. A przecież to on mnie uderzył! Ledwo piłem zupę przez słomkę, właściwie nie mogłem mówić, nawet nie miałem jak im tego wyjaśnić. Krótko przed zakończeniem szkoły matka przenosi Mikołaja do innego gimnazjum. – Ale nie mogłem zapomnieć. Wciąż miałem kłopoty z wyraźnym mówieniem, a starą szkołę… widziałem z balkonu – mówi Mikołaj. I pokazuje, co z tego balkonu widać. Przestaje trenować ukochaną siatkówkę, zapisuje się na boks. Żeby „wyrzucić z siebie złą energię”.

W sprawie karnej – wszczętej przez prokuraturę z urzędu – sąd uznał już w 2009 r., że Bartłomiej, który pobił Mikołaja, jest winny i skazał go na trzy miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu (chłopak powtarzał klasę, gdy zapadł wyrok, miał 17 lat i odpowiadał jak dorosły).

Drugą sprawę Mikołaj sam wytoczył gimnazjum. – Szkoła nie zapewniła mu bezpieczeństwa, a za to pełną odpowiedzialność ponosi dyrektor – tłumaczy Świętosław Fortuna, adwokat Mikołaja.

– To precedensowa historia – mówi dziś Mirosław Wróblewski z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. – Często trafiają do nas skargi uczniów, i to zarówno tych pokrzywdzonych, jak i tych, którzy byli potencjalnymi agresorami. Badamy każdą taką sprawę w porozumieniu z lokalnymi urzędnikami m.in. z kuratoriów oświaty. Ale nigdy wcześniej nie słyszałem o takiej historii przed sądem cywilnym – podkreśla.

Nauczyciele mdleją

W gimnazjum Mikołaja nie mają sobie nic do zarzucenia. Nauczycielka pełniąca dyżur podczas feralnej przerwy zeznaje, że na korytarzu, gdzie doszło do bójki, pojawiła się po trzech, może czterech minutach od dzwonka. W czasie przesłuchania mdleje.

– Dziwi się pani? – pyta Małgorzata Jackowska, dyrektorka szkoły. – Moi nauczyciele bardzo przeżywali te oskarżenia. Pracuję w szkole ponad 30 lat i nigdy coś takiego mi się nie przytrafiło.

W czasie procesu dyrektorka przekonuje, że to Mikołaj spowodował całe zajście. – Podszedł do tego drugiego chłopaka, uderzył go w twarz, a tamten mu oddał – mówi „Gazecie” Jackowska. I pyta: – Czy jak uczeń się przewróci na boisku albo kogoś niechcący popchnie i coś mu się stanie, to szkoła powinna płacić odszkodowanie?

Miesiąc po maturze, ponad trzy lata od rozpoczęcia procesu, sąd pierwszej instancji uznaje, że gimnazjum nie ponosi winy.

Na sądowym korytarzu Mikołaj i jego dziewczyna płaczą z bezsilności.

Szczere, młodzieńcze wyznania

Chłopak odwołuje się od niekorzystnej decyzji, a Sąd Okręgowy w Kaliszu w grudniu 2012 roku przyznaje mu rację. Zasądza zadośćuczynienie i odszkodowanie – z odsetkami ponad 18 tys. zł. Szkoła zostaje uznana za winną, bo powinna sprawować nadzór nad chłopakiem, który zadał cios. – To odszkodowanie za krzywdę, ból i cierpienie oraz zwrot kosztów leczenia – wylicza adwokat.

Obrońcom szkoły nie pomaga nawet kontrowersyjny dowód, który ma świadczyć na korzyść gimnazjum. To fragment szkolnego wypracowania – autocharakterystyki napisanej wiele tygodni przed zdarzeniem na korytarzu. Mikołaj napisał: „Jestem osobą nerwową, porywczą”. Teraz ma to przekonać sąd, że właśnie Mikołaj sprowokował bójkę. Ale z tego samego wypracowania dowiadujemy się też, że nastolatek panikuje, gdy ma rozwiązać przy tablicy zadanie z matematyki, i czasem mówi za szybko.

– Nikt się wcześniej nie zainteresował, dlaczego Mikołaja ktoś wyprowadza z równowagi, że dzieje się z nim złego – oburza się Joanna, matka Mikołaja, która również jest nauczycielką. – Nikt nie zapytał o rasistowskie docinki. O tym wypracowaniu przypomnieli sobie dopiero wtedy, jak sami mieli kłopoty, i postanowili je wykorzystać przeciw synowi.

Gdzie był Struś Pędziwiatr

– Po drugim wyroku odetchnąłem. Zależało mi, żeby pokazać innym, że trzeba walczyć – mówi Mikołaj. – Wyjechałem na studia, skupiłem się na nauce. Staram się właśnie o stypendium naukowe. Nie słyszę za sobą wyzwisk. Ale ta sprawa, niestety, się nie skończyła. W lokalnych mediach opublikowano artykuł, w którym jestem przedstawiony jako ten zły. W dodatku we wszystko wmieszano moich krewnych. Dla dziennikarki prawomocny wyrok niewiele znaczył. Ewa Bąkowska, redaktorka pisma „7 Dni Kalisza”, pisze m.in., że zdarzeniu na szkolnym korytarzu mógł zapobiec „chyba tylko Struś Pędziwiatr”, anonimowi nauczyciele ubolewają, że to „Bartkowi zafundowano taki start w dorosłe życie” (mówią, że nie było z nim problemów wychowawczych, tylko edukacyjne), a Mikołaja, który był z innego rejonu, przyjęto do szkoły tylko na prośbę babci, emerytowanej nauczycielki. Dyrektorka szkoły reakcje krewnych chłopaka nazywa „nienawiścią” i przypuszcza, że mogą brać się z tego, że nie dała jego ojczymowi wuefiście pracy. „Przedstawiłam dwa widzenia jednej sprawy: sędziów i bohaterów artykułu, który powstał na prośbę Mikołaja” – broni formy tekstu Bąkowska w e-mailu do „Gazety”. Czy historia Mikołaja może zachęcić do podobnych pozwów innych uczniów? Mec. Fortuna: – Pewne jest, że szkoły, znając finał tej smutnej historii, powinny mieć odtąd podpisane umowy ubezpieczeniowe od odpowiedzialności cywilnej, takie jak podpisują choćby zarządy dróg miejskich. – Jeszcze nie podjęliśmy konkretnych decyzji, ale zaplanowaliśmy zebranie z dyrektorami szkół, by omówić tę historię i kwestie bezpieczeństwa – mówi Mariusz Witczak, naczelnik wydziału oświaty w Kaliszu. – Sprawa jest dla nas przykra. Dziewiątka to jedna z najlepszych szkół pod względem bezpieczeństwa.

gazeta.pl

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *