Ubezpieczyciele nadal oszczędzają na autach zastępczych

Niektóre towarzystwa ubezpieczeniowe wciąż niechętnie pokrywają koszty wynajmu auta zastępczego z polis OC, mimo że od wyroku Sądu Najwyższego – który nakazał ubezpieczycielom uwzględniania tych kosztów – minął już ponad rok. W opla pana Piotra uderzył inny kierowca. Sprawca miał obowiązkowe ubezpieczenie OC w PZU, dlatego pan Piotr od razu zgłosił się do oddziału Zakładu. Po oględzinach zostawił uszkodzony samochód w autoryzowanym warsztacie Opla, a ubezpieczycielowi dostarczył fakturę. Zdecydował się na wariant bezgotówkowy, w którym warsztat rozlicza się bezpośrednio z ubezpieczycielem. Chciał dzięki temu oszczędzić sobie problemów z zaniżaniem odszkodowań przez zakłady ubezpieczeniowe – opowiadał nasz czytelnik. Nie przypuszczał, że problemów jednak i tak nie uda się uniknąć.

Pan Piotr oprócz tego, że codziennie dojeżdża do pracy samochodem, odwozi też wnuka do przedszkola. Często odwiedza też swoją matkę w domu opieki. Potrzebuje więc samochodu.

Mimo to PZU odmówiło mu zwrotu kosztów wynajmu auta zastępczego na czas naprawy jego samochodu. Nie pomogły odwołania od decyzji ubezpieczyciela. Pieniądze zostały mu zwrócone dopiero po interwencji rzecznika ubezpieczonych. Takich przypadków jak pana Piotra jest dużo więcej.

Co na to PZU?

– Przy rozpatrywaniu roszczeń w zakresie wynajmu pojazdu zastępczego PZU opiera swoją praktykę na wyroku Sądu Najwyższego z 17 listopada 2011 roku oraz jego uzasadnieniu. Przedstawione przykłady przez rzecznika ubezpieczonych nie przesądzają o tym, że PZU szablonowo odmawia zwrotu tych kosztów – tłumaczy się Agnieszka Rosa z biura prasowego Zakładu.

Mimo że od wyroku minął już ponad rok, ubezpieczyciele nadal często odmawiają zwrotu kosztów pojazdu zastępczego z polisy OC sprawcy. Robią to mimo wyroku Sądu Najwyższego z listopada 2011 roku, który nakazał zwrot kosztów wynajmu auta zastępczego. Chodzi o sytuację, kiedy poszkodowany w stłuczce nie może jeździć swoim rozbitym autem.

Sąd Najwyższy orzekł, że ubezpieczyciele nie mogą zmuszać poszkodowanego do jazdy komunikacją miejską. A tak robili do momentu wyroku i niektórzy robią tak do dziś. Nie chcieli zwracać kierowcom kosztów wynajmu samochodów zastępczych, jeśli mieszkali w centrum miast i mogli dojeżdżać do pracy np. autobusem. Nawet jeżeli przed wypadkiem codziennie dojeżdżali swoim samochodem. – Z wyroku wynika, że samochód zastępczy należy się poszkodowanemu jak psu zupa – komentowali decyzję sądu eksperci.

Są wyjątki

Zgodnie z wyrokiem auto zastępcze nie należy się jednak zawsze. Kiedy poszkodowany rzadko korzystał ze swojego samochodu lub ma drugi, którym teraz może jeździć, to ubezpieczyciel kosztów nie musi zwracać. Auto nie należy się również wtedy, kiedy poszkodowany np. leży z szpitalu ze złamaną nogą, bo ubezpieczyciel nie będzie płacił za to, żeby auto stało pod szpitalem. Wtedy jednak musi pokryć wydatki na taksówkę.

W tym samym czasie również Urząd Ochrony Konkurencji i nakazał ubezpieczycielom zaniechania stosowania niedozwolonych praktyk. Nałożył też kary pieniężne: na PZU ponad 11 mln zł, a na Uniqa ponad 1 mln zł. – Zwrot kosztów najmu pojazdu zastępczego przysługuje każdemu poszkodowanemu kierowcy – stwierdziła Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel, prezes UOKiK, nakładając na ubezpieczycieli łącznie 12 mln zł kary.

Wcześniej Polska Izba Ubezpieczeń, która reprezentuje wszystkich ubezpieczycieli, szacowała, ze takie zmiany będą kosztować firmy nawet 1 mld zł. Oznaczałoby to, że ceny polis OC zdrożeją średnio o 20 proc. Później Izba wycofała się z tych prognoz, twierdząc, że wyrok Sądu Najwyższego niewiele zmienia. Obecnie, mimo że wyrok rzeczywiście wymusił zmianę praktyk większości ubezpieczycieli, ceny ubezpieczeń OC prawie nie drgnęły. W sumie przez wszystkie ostatnie wyroki Sądu Najwyższego ceny ubezpieczeń OC powinny wzrosnąć o mniej więcej 70 proc.

Dlaczego ceny stoją w miejscu?

Mniejsze towarzystwa zaczęły walczyć o klienta cenami, m.in. dając zniżki, np. za zakup polisy przez internet, lub różne bonusy. Wolą przyciągnąć klientów dumpingową ceną i sprzedać mu AC, na którym sobie odbiją stratę. – Niektórzy mniejsi ubezpieczyciele wychodzą z założenia, że mogą teraz obniżać ceny i nachapać się jak psy kiełbasy – tłumaczył obrazowo Andrzej Klesyk, prezes PZU. – Mali ubezpieczyciele podcinają gałąź, na której siedzą. A siedzą na samym jej końcu – mówił prezes PZU i przypomniał, co działo się kilka lat temu.

Chodzi o wojnę cenową, którą wywołały towarzystwa sprzedające tanie polisy przez internet i telefon. Część firm zaczęła sprzedawać OC znacznie poniżej kosztów, zmuszając pozostałych graczy do pójścia w ich ślady. Przez to w ciągu czterech lat, do końca 2010 roku, ceny OC spadły nawet o kilkanaście procent, mimo że wartość wypłacanych odszkodowań wzrosła. W 2009 roku cały rynek stracił na sprzedaży ubezpieczeń komunikacyjnych ponad 1 mld zł. Do każdych 100 zł składki dokładali z własnej kieszeni aż 9 zł.

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *