Potwierdził to Sąd Najwyższy w wydanym wyroku (sygn. IV CSK 385/08). Maciej M. uległ tragicznemu w skutkach wypadkowi drogowemu w 1991 r. Porusza się wyłącznie na wózku, nie ma nadziei na częściową choćby poprawę. Przeciwnie, stan jego zdrowia się pogorszył. W 1999 r. musiał zrezygnować z pracy.
Starczyło na pięć lat rekompensaty
Górna granica odpowiedzialności zakładu ubezpieczeń przewidziana w przepisach normujących warunki obowiązkowego ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych za szkody wyrządzone ruchem tych pojazdów wynosiła w dniu wypadku Macieja M. 7,2 mld zł, tj. po denominacji 720 tys. zł. W ramach tej kwoty PZU, w którym miał polisę sprawca wypadku, wypłacił Maciejowi M. odszkodowanie, a od 1999 r. zaczął wypłacać i nadal wypłaca dobrowolnie 4,7 tys. zł miesięcznej renty rekompensującej zwiększone potrzeby i utracone zarobki.
Wskazana suma gwarancyjna została przez zakład ubezpieczeń wyczerpana w lutym 2004 r. Maciej M. nie ma jak wyegzekwować renty od sprawcy wypadku.
Do 5 mln euro
PZU wystąpił do sądu o ustalenie, że wobec wyczerpania sumy gwarancyjnej ustał jego obowiązek płacenia renty. Maciej M. zaś wniósł sprawę o oznaczenie wysokości renty. Domagał się ustalenia, że górną granicą odpowiedzialności PZU w związku z tą rentą jest każdorazowo suma gwarancyjna ustalona w obowiązujących aktualnie przepisach o OC posiadaczy pojazdów mechanicznych. Suma ta była wielokrotnie podwyższana. Tak więc w chwili wejścia w życie obecnej ustawy z 2003 r. o ubezpieczeniach obowiązkowych w wypadku szkód na osobie wynosiła 350 tys. euro (na jednego poszkodowanego), od 1 stycznia 2006 r. została podwyższona do 1,5 mln euro (niezależnie od liczby poszkodowanych jednym zdarzeniem), a od 11 czerwca 2006 r. – ze względu na przepisy UE – do 5 mln euro.
Jak łatwo obliczyć, przyjmując aktualny kurs euro, dzisiejsza suma gwarancyjna jest prawie 29 razy wyższa od tej z dnia wypadku Macieja M. Zasada zaś jest taka, że górny limit odszkodowania, w tym wypłat z tytułu renty, bez względu na to, jak długo miałaby trwać jej wypłata, wyznacza suma gwarancyjna obowiązująca w dniu wypadku (por. uzasadnienie uchwały SN z 17 maja 2006 r., sygn. III CZP 150/06).
Żądanie swe Maciej M. oparł na art. 3571 k.c., czyli klauzuli nadzwyczajnej zmiany stosunków (rebus sic stantibus). Sąd I instancji oddalił je. Sąd II instancji przed rozpatrzeniem apelacji Macieja M. uznał, że w sprawie tej występuje zagadnienie prawne, i zwrócił się do Sądu Najwyższego o wyjaśnienie, czy przepis ten w związku z wyczerpaniem sumy gwarancyjnej może być podstawą takiego ustalenia górnej granicy odpowiedzialności zakładu ubezpieczeń, jakiego domaga się Maciej M. SN nie udzielił odpowiedzi, uznając, że byłaby ona równoznaczna ze wskazaniem rozstrzygnięcia sprawy, czego SN czynić nie może. W uzasadnieniu postanowienia odmownego uznał jednak co do zasady możliwość modyfikacji sumy ubezpieczenia na podstawie art. 3571 k.c. wskazanego przez Macieja M. Mimo to sąd II instancji zaakceptował wyrok I instancji oddalający żądanie.
Zgodnie z prawem sędziowskim
SN uchylił werdykt sądu II instancji i przekazał mu sprawę do ponownego rozpoznania. Zgodził się, że nie można w takich wypadkach mechanicznie stosować nowych przepisów o sumie gwarancyjnej.
– Jednakże – tłumaczyła sędzia Katarzyna Tyczka-Rote – art. 3571 k.c. jest przykładem prawa sędziowskiego. To sąd ma dokonać zmiany zobowiązania. Nie wolno mu działać na zasadzie: żądanie akceptuje albo je oddala. Może je ukształtować tak, by odpowiadało treści tego przepisu. Musi przede wszystkim rozważyć interesy stron. Uwzględnienie zaś żądania Macieja M. tak, jak je sformułował, pomijałoby interes drugiej strony.
Nadzwyczajna zmiana stosunkówArt. 3571 kodeksu cywilnego dopuszcza interwencję sądu w sytuacji, w której z powodu nadzwyczajnej zmiany stosunków spełnienie świadczenia byłoby połączone z nadmiernymi trudnościami albo groziło jednej ze stron rażącą stratą, czego strony nie przewidziały podczas zawierania umowy. Sąd może wówczas, po rozważeniu interesów stron – zgodnie z zasadami współżycia społecznego – oznaczyć sposób wykonania zobowiązania, wysokość świadczenia, a nawet rozwiązać umowę.
rp.pl