320 tys. zł odszkodowania dla pacjenta szpitala w Iłży

Mieszkaniec Ostrowca Świętokrzyskiego trzy lata temu pojechał do szpitala w Iłży na prosty zabieg usunięcia kamieni z woreczka żółciowego. Po dwóch miesiącach był wrakiem człowieka. Sąd w Kielcach przyznał mu 320 tys. zł odszkodowania i wysoką rentę
– Wygraliśmy to, co chcieliśmy wygrać. Nie jest to mała kwota, a sąd spojrzał sprawiedliwym okiem na mojego klienta, który jedzie na prosty zabieg, a potem wraca ze zniszczonym zdrowiem – mówił po ogłoszeniu wyroku adwokat Sławomir Gierada.

W poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Kielcach zadowolona była też rodzina pokrzywdzonego. – Nie wierzyliśmy, że wyrok będzie sprawiedliwy, a jednak tak się stało. Ale jeszcze za wcześnie, by cokolwiek komentować, mamy ogromny mętlik w głowach – stwierdził zięć Tadeusza P.

Sąd uznał, że Tadeusz P. ma otrzymać 150 tys. zł zadośćuczynienia za krzywdy, 169 tys. zł odszkodowania za utracone korzyści oraz comiesięczną rentę w wysokości 12 tys. zł.

To miał być prosty zabieg

Jego historia zaczyna się w marcu 2009 roku. Tadeusz P. pojechał do szpitala w Iłży na teoretycznie prosty zabieg usunięcia kamieni z woreczka żółciowego za pomocą laparoskopu. Operował go ordynator, ale jeszcze tego samego dnia u pacjenta pojawiły się ogromne bóle.

Podczas drugiej operacji kolejnego dnia okazało się, że dzień wcześniej uszkodzono mu jelito cienkie.

Lekarze je zaszyli, ale stan Tadeusza P. wcale się nie poprawił. Wręcz przeciwnie – trafił na intensywną terapię. Rana na brzuchu pękła i natychmiast trafił na stół operacyjny po raz trzeci.

W trakcie procesu sąd pytał lekarzy z Iłży, dlaczego nie zareagowali odpowiednio. – Zgłaszał [dolegliwe bóle – przyp. red.] lekarzowi dyżurnemu. Ale trudno powiedzieć, dlaczego tak się stało, może być wiele przyczyn. U pana Tadeusza przyczyną mogła być niewielka nadwaga i powłoki brzucha były słabe – stwierdził wtedy ordynator.

Po trzeciej operacji sytuacja była dramatyczna. „Brzuch nadal puchł mu jak balon, był jak u kobiety w dziewiątym miesiącu ciąży” – opisywali bliscy pokrzywdzonego.

W Kielcach uratowali mu życie

Jeszcze gdy pan Tadeusz leżał w szpitalu w Iłży, pojechali nawet do domu ordynatora, żeby się o niego upomnieć, ale doktor – jak zeznawał zięć Tadeusza P. – stwierdził jedynie, że „teraz należy już się tylko modlić”.

W końcu rodzina przeniosła Tadeusza P. do Szpitala Wojewódzkiego w Kielcach. Tam stwierdzono, że podczas pierwszej operacji w Iłży uszkodzono mu jelito. Na Czarnowie natychmiast podłączono mu pompę odsysającą treść jelitową i po 1,5 miesiąca Tadeusz P. wydobrzał na tyle, że mógł wyjść ze szpitala. – Ja na miejscu pacjenta do szpitala wojewódzkiego zaniósłbym kwiaty – mówił w sądzie w maju tego roku prof. Edward Stanowski, jeden z pionierów chirurgii laparoskopowej, który był biegłym w sprawie. Stwierdził on jednoznacznie, że w kieleckim szpitalu uratowano mu życie.

Przed kolejną operacją

Tadeusz P. jednak do tej pory nie odzyskał pełnej sprawności sprzed marca 2009. Nie może schylać się ani jeździć samochodem, zmuszony był zlikwidować swoją firmę budowlaną, a za kilkanaście dni czeka go kolejna operacja zamknięcia przepuklin.

W poniedziałek Sąd Okręgowy w Kielcach nie miał wątpliwości, że doszło do naruszenia podstawowych zasad w sprawowaniu opieki i leczeniu pacjenta.

Jako podstawowy błąd lekarzy wskazał to, że drugiej operacji nie przeprowadzono od razu, gdy pacjent zaczął się skarżyć na bóle, ale dopiero na drugi dzień. – Całe szczęście, że rodzina przeniosła pana Tadeusza do Kielc. W tamtym szpitalu lekarze sobie po prostu nie radzili – komentował mecenas Gierada.

Wyrok nie jest prawomocny.

gazeta.pl

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *