Minister Boni bardzo ostro skrytykował uwagi dotyczące braku oszczędności przy organizowaniu pogrzebów ofiar smoleńskiej katastrofy. Stwierdził też, że „wnioski ze strony rodzin o renty specjalne, niektóre dosyć dyskusyjne” były załatwiane, z pominięciem drogi administracyjnej, bez zastanowienia i sprawdzenia zasadności ich przyznania. Nawet, jeśli nie było podstawy do przyznania renty specjalnej, przyznawano ją automatycznie i od ręki.
Panie ministrze Boni, krytyka takiego postępowanie nie jest, jak się panu wydaje, wariactwem. Wariactwem było podjęcie działań pospiesznych, bezmyślnych i nieuwzględniających stanu faktycznego.
Śmierć członka rodziny jest tragedią. Niespodziewana śmierć w wypadku jest dodatkowym szokiem. Takim samym, gdy ginie mąż-polityk i mąż-robotnik sezonowy, matka-posłanka i matka-bezrobotna, syn-student i syn marnotrawny. Nie ma też znaczenia, czy ginie w katastrofie prezydenckiego samolotu, przepełnionego z biedy busu czy własnego, zdezelowanego roweru. Rozpacz zależy od siły związków uczuciowych, a nie od społecznej pozycji, zawodu, zarobków zmarłego ani okoliczności wypadku.
Renty specjalne, a także odszkodowania i zadośćuczynienia muszą być przyznawane wszystkim na takich samych zasadach, z zachowaniem procedur i zawsze po zbadaniu, czy są spełnione warunki. Tak jest w państwach szanujących prawo. Niestety w Polsce, po katastrofie smoleńskiej, zasady równego traktowania wszystkich obywateli zostały drastycznie złamane. W dodatku minister Boni robi z tego zasługę własną i rządu. Wstyd.
Joanna Senyszyn
senyszyn.blog.onet.pl