Wygląda na to, że co najmniej miliard złotych będzie kosztowało nasze państwo odszkodowanie dla rodziny Chowańczaków za działkę, na której stoi Stadion Narodowy. Taki jest efekt reprywatyzacyjnych zaniechań. Spadkobiercy przedwojennego króla kuśnierzy mają już korzystne dla siebie rozstrzygnięcie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Niestety, musimy się liczyć z tym, że podobnych spraw może być coraz więcej, bo PRL okradł swoich obywateli, a żaden rząd w wolnej Polsce, przez 23 lata, nie zdołał wynagrodzić strat byłym właścicielom i ich spadkobiercom.
Raz było blisko, ale ustawę reprywatyzacyjną, przeforsowaną w Sejmie w 2001 r. przez AWS i Unię Wolności, zawetował ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski. Uznał, że nie ma dobrej ustawy reprywatyzacyjnej i że do odzyskania bezprawnie znacjonalizowanych majątków najlepsza jest droga sądowa.
Ta decyzja może się okazać się fatalna w skutkach dla finansów państwa oraz stolicy. Dlaczego? Na początku poprzedniej dekady istniała szansa, że wielu spadkobierców dawnych warszawskich kamieniczników zadowoli przewidziane w ustawie połowiczne odszkodowanie w bonach reprywatyzacyjnych. Mogliby je bowiem szybko sprzedać lub kupić za nie prywatyzowany majątek państwowy.
Kwaśniewski zapewne myślał sobie jednak tak: odszkodowania płacone przez budżet państwa byłym właścicielom będą niewielkie, bo do wchodzenia na ścieżkę wojenną zniechęcą ich skomplikowane procedury i wysokie koszty sądowe.
Okazało się, że kiedy ci ludzie stracili nadzieją na rychłą reprywatyzację, ruszyli do ataku. Ci, którzy są w stanie udowodnić, że mienie zabrano im z pogwałceniem ówczesnego prawa, co np. w stolicy było normą, próbują odzyskać swoją własność na drodze administracyjnej lub sądowej. Ci zaś, którzy nie mają pieniędzy na dobrego adwokata albo czują, że nie starczy im życia na procesowanie się o swoje, sprzedają swoje roszczenia wyspecjalizowanym i zaprawionym w bojach z urzędnikami kancelariom prawnym. A te, nie łudźmy się, prędzej czy później wyegzekwują zwroty nieruchomości lub odszkodowania.
Skutki tego widać w Warszawie, gdzie po wojnie państwo odbierało prywatne nieruchomości na cele odbudowy (pod ulice, place, budynki publiczne). W tamtych warunkach miało to nawet sens. W dodatku tzw. dekret Bieruta zakładał zwrot nieruchomości w przypadku, gdy nie była ona potrzebna.
Problem w tym, że w praktyce komunistyczne władze miały w nosie to prawo. Efekt? „Gazeta Stołeczna” (lokalny dodatek „Gazety Wyborczej”) poinformowała niedawno, że władze stolicy zwróciły już m.in. hektar Ogrodu Saskiego rodzinie Zamoyskich. Z kolei rodzina Lubomirskich odzyskała połowę działki na placu przy Sejmie, gdzie Kancelaria Sejmu chciała stawiać reprezentacyjny gmach parlamentu. Warszawscy urzędnicy skarżą się, że lawinowo rośnie liczba wyroków sądów zmuszających miasto do zwrotu nieruchomości (także czynszówek z lokatorami). Jeśli zaś jest to niemożliwe – do wypłaty odszkodowań. Te kosztuje i miasto, i wojewodę setki milionów złotych rocznie.
Skala i wysokość wypłat najprawdopodobniej będą rosły, bo resorty gospodarki, rolnictwa oraz transportu, budownictwa i gospodarki morskiej są zasypane wnioskami o uchylenie bezprawnych decyzji nacjonalizacyjnych. Wnioski te leżą w szufladach urzędników nawet po kilkanaście lat. Np. od ośmiu lat walczy z państwem rodzina Chowańczaków o odzyskanie dziesięciohektarowej działki na warszawskiej Pradze. Chowańczakowie są już blisko ostatecznej wygranej w sądzie. Jednak zwrot gruntu nie wchodzi już w grę, gdyż postawiono na nim Stadion Narodowy. Chowańczakowie mogą więc liczyć na działki zamienne lub odszkodowanie rzędu co najmniej miliarda złotych!
Jestem bardzo ciekaw, jak na to zareaguje rząd. W połowie 2008 r. premier Donald Tusk deklarował, że skieruje do Sejmu projekt ustawy, która zakładała symboliczne zadośćuczynienie w gotówce dla dawnych właścicieli i ich spadkobierców. Operacja rozłożona na 15 lat miała pochłonąć 20 mld zł. Jednak kiedy wybuchł kryzys, gotowy już projekt trafił do „zamrażarki”. Wydawało się, że sprawę może odłożyć do lepszych czasów. Tym bardziej że – jak podaje Ministerstwo Skarbu – w ciągu ostatnich dziesięciu lat państwo wypłaciło 734 odszkodowania o łącznej wartości ok. 962 mln zł.
Sprawa Chowańczaków przypomina, że problemu roszczeń reprywatyzacyjnych nie da się zamknąć w szufladzie i że nad Polską wciąż wisi groźba wypłaty gigantycznych odszkodowań zasądzanych przez sądy. Kilka lat temu resort skarbu mówił o ponad 36 mld zł! (nie licząc odszkodowań dla byłych właścicieli tzw. gruntów warszawskich). W dodatku pod koniec poprzedniej dekady Najwyższa Izba Kontroli ostrzegała, że z powodu przewlekłości tego typu spraw coraz więcej roszczeń trafia do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Według NIK, skutki jego wyroków mogą okazać się dla finansów państwa dotkliwsze od ustawy.
gazeta.pl