Firmy ubezpieczeniowe zaniżały odszkodowania. Mogły na tym zyskać nawet 2 mld rocznie

W ostatnich latach ubezpieczyciele zaniżali wypłacane kierowcom odszkodowania nawet o 2 mld rocznie – wyliczył rzecznik ubezpieczonych. Dopiero Sąd Najwyższy zmusza ich do wypłaty należnych pieniędzy. W kię pana Jarosława wjechał inny kierowca, niszcząc zderzak, światła, błotnik, felgę i prawe drzwi. Samochód ma siedem lat, więc ubezpieczyciel wyliczył mu odszkodowanie, uwzględniając zużycie części. Efekt? Ubezpieczyciel odjął 50 proc. z ceny części wykorzystanych do naprawy. A pan Jarosław zamiast 5 tys. zł dostał jedynie 3,5 tys. zł.

Na takich kierowcach jak pan Jarosław ubezpieczyciele oszczędzają co roku ponad 600 mln zł – tak wynika z wyliczeń rzecznika ubezpieczonych. Zamiast zwracać im pieniądze za nowe części, pomniejszają wypłaty nawet o 70 proc. Powód? Części się zużywają – tłumaczą towarzystwa.

Innego zdania był Sąd Najwyższy, do którego w tej sprawie zwrócił się rzecznik ubezpieczonych. Wyrok ogłoszony w zeszłym tygodniu nie zostawia wątpliwości: ubezpieczyciele muszą obliczać należne odszkodowanie na podstawie cen nowych części. Nie mogą uwzględniać amortyzacji.

Podobnych wyroków Sądu Najwyższego na niekorzyść ubezpieczycieli zapadło w ostatnich latach aż siedem. Rzecznik Ubezpieczonych wylicza, że przez ten czas firmy ubezpieczeniowe zaniżały wypłacane kierowcom odszkodowania nawet o 2 mld zł rocznie. Jak to możliwe?

Aż 600 mln rocznie towarzystwa oszczędzały, bo nie płaciły poszkodowanym kierowcom za wynajęcie auta zastępczego na czas naprawy ich samochodu. Tłumaczyły klientom, że przecież mogą jeździć komunikacją miejską albo na rowerze. Dopiero w listopadzie zeszłego roku Sąd Najwyższy uznał, że muszą zwracać koszty wynajmu samochodu zastępczego. Oczywiście pod warunkiem że poszkodowany klient przed wypadkiem nim jeździł.

Kolejne 50 mln zł zostawało w kasach ubezpieczycieli, bo nie chcieli płacić za wynajętych prawników, rzeczoznawców, kancelarie odszkodowawcze. W marcu Sąd Najwyższy uznał, że w „uzasadnionych” przypadkach firmy muszą zwracać poszkodowanym koszty usług specjalistów. Ubezpieczyciele z dostosowaniem się czekają na uzasadnienie wyroku SN.

Wcześniej było jeszcze gorzej. Ubezpieczyciele w przypadku śmierci klienta pomniejszali wysokość odszkodowania o kwotę zasiłku pogrzebowego. Do niedawna było to prawie 6 tys. zł. O tyle mniej dostawała rodzina ofiary. W ciągu roku towarzystwa „zyskiwały” nawet 15 mln zł. Zmienił to dopiero wyrok Sądu Najwyższego z maja 2009 r., który orzekł, że firmom nie wolno tego robić.

Towarzystwa nie chciały też wypłacać odszkodowań za uszczerbek na zdrowiu osobom, które ucierpiały w wypadku, gdy jego sprawcą był współwłaściciel samochodu. Oszczędzały na tym od 30 do 50 mln zł rocznie. Proceder ukrócił dopiero wyrok Sądu Najwyższego z 2008 r.

Towarzystwa długo wypłacały również odszkodowania z OC bez VAT. Kierowcy dostawali odszkodowania zaniżone o 22 proc. Sąd Najwyższy w 2007 r. uznał, że to niezgodne z prawem. Ubezpieczyciele się dopasowali, ale wcześniej zostawało im w kasie nawet 600 mln zł rocznie. O tyle mniej dostawali poszkodowani kierowcy.

Z kolei wyrok Sądu z 2005 r. uszczuplił zyski towarzystw o kolejne 10 mln zł. Sędziowie zdecydowali, że ubezpieczyciele muszą wypłacać pieniądze poszkodowanym nawet w sytuacji, gdy oba samochody biorące udział w wypadku były kupione na kredyt w tym samym banku. Wcześniej w takiej sytuacji firmy ubezpieczeniowe nie chciały wypłacać pieniędzy.

Na tym nie koniec. – Ubezpieczyciele dalej, niestety, zaniżają wysokość wypłacanych świadczeń za szkody osobowe, czyli np. zadośćuczynienie za złamanie nogi czy za trwałe kalectwo. I to nawet czterokrotnie – mówi mec. Aleksander Daszewski z Biura Rzecznika Ubezpieczonych.

W najbliższym czasie rzecznik chce skierować kolejne sprawy do Sądu Najwyższego. Chodzi m.in. o pokrywanie przez ubezpieczycieli kosztów prywatnego leczenia, gdy poszkodowany w wypadku nie może czekać miesiącami w kolejce do państwowego lekarza. Teraz towarzystwa płacą za to niechętnie i tylko w wyjątkowych sytuacjach.

W dalszej kolejności rzecznik zwróci się do Sądu Najwyższego także w sprawie interpretacji zapisów umów ubezpieczeniowych. – Chcemy, żeby rozstrzygnął, co to znaczy prawidłowe zabezpieczenie kluczyków do samochodu czy karty pojazdu. Wszystko po to, żeby firmy nie mogły interpretować zapisów na niekorzyść klientów – mówi „Gazecie” pracownik Biura Rzecznika Ubezpieczonych.

Wcześniej, bo już w wakacje, Sąd Najwyższy ogłosi kolejny wyrok. Rzecznik ubezpieczonych zwrócił się do niego z pytaniem, czy ubezpieczyciele mogą zmuszać poszkodowanych do naprawy samochodów z użyciem tańszych zamienników oryginalnych części. Jeżeli Sąd uzna argumenty rzecznika, ubezpieczyciele będą musieli płacić kierowcom za oryginały. Ubezpieczyciele nie zgadzają się z wyliczeniami rzecznika. – Nie wiem na czym opiera swoje wyliczenia rzecznik – mówi Jan Grzegorz Prądzyński, prezes Polskiej Izby Ubezpieczeń, reprezentującej firmy tej branży. Za przykład podaje wyrok nakazujący zwrot kosztów samochodu zastępczego. Jego zdaniem nic on nie zmienił. Jednak jeszcze kilka miesięcy temu PIU szacowała, że wyrok będzie kosztował towarzystwa 1 mld zł rocznie.

gazeta.pl

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *