Niewinny spędził w areszcie trzy lata. Dziś żąda 17 mln zł. Ruszył proces

Zbigniew Góra żąda od państwa 17 milionów złotych za prawie trzy lata „tymczasowego” aresztowania. Szanse, że sąd przyzna mu taką kwotę, są jednak niewielkie. – Żadne pieniądze nie będą adekwatne do tego, co wycierpiałem. Nie mogłem zrealizować swoich marzeń. Przeżyłem rozłąkę z rodziną – mówi Góra. Proces właśnie ruszył.
Byłaby to rekordowa suma przyznana przez polski sąd w takiej sprawie. Dla porównania suwalska sędzia Grażyna Zielińska za pięć miesięcy niesłusznego aresztowania w rzekomej aferze łapówkarskiej chciała miliona złotych. Dostała 300 tysięcy.

Nie mogłem zrealizować swoich marzeń

Proces o wielomilionową rekompensatę dla Zbigniewa Góry rozpoczął się w wtorek przed Sądem Okręgowym w Lublinie. Sędzia Alicja Buczyńska dopytywała go, jak wyliczył sobie odszkodowanie i zadośćuczynienie, którego się domaga. Skąd kwoty 500 zł i tysiąc złotych za każdy dzień spędzony niesłusznie za kratami, a potem już na wolności w oczekiwaniu na prawomocne uniewinnienie?

Góra: – Kierowałem się swoim oburzeniem, swoim żalem. To kwoty hipotetyczne. Żadne pieniądze nie będą adekwatne do tego, co wycierpiałem. Nie mogłem zrealizować swoich marzeń. Przeżyłem rozłąkę z rodziną.

Wrzesień 2004 roku. W kamienicy w pobliżu komisariatu policji w Lublinie ktoś morduje emerytowaną lekarkę Halinę B. Morderca zadaje jej ciosy twardym narzędziem, potem ją dusi. Ginie nowa nokia i biżuteria.

Tabloidy zrobiły z niego „Dolinę”

Pierwsze poszukiwania zabójcy nic nie dają. Po kilku miesiącach funkcjonariusze znajdują świadka, który zeznaje, że Góra sprzedał mu nokię taką jak ta zabitej. Córka ofiary przypomina sobie, że mężczyzna był u matki dzień przed śmiercią.

Zbigniew Góra tłumaczy, że wynajmował od lekarki mieszkanie i dlatego odwiedzał ją w domu. Twierdzi też, że sprzedana komórka była inna od tej skradziona. W styczniu 2005 roku Góra ląduje w areszcie. W popularnym programie „997” policjanci ogłaszają sukces. Rozpoczyna się poszlakowy proces. Pierwszy wyrok: 25 lat więzienia. Tabloidy, choć Zbigniew Góra nie miał kontaktów z półświatkiem (był kucharzem w jednym z hoteli), nadają mu ironiczny pseudonim „Dolina”.

Zbigniew Góra: – Zebraliśmy z żoną pieniądze na otwarcie własnej pizzerii. Oszczędności poszły na adwokata. Małżeństwo mi się rozpadło. Żona powiedziała synkom, że jestem za granicą.

Wyrok więzienia uchylono. Konieczny był powtórny proces. Wycofał się świadek, który twierdził, że Góra sprzedał mu telefon. Wątpliwy był też inny dowód – zakrwawiony zegarek ofiary. Zabezpieczono dopiero po trzech miesiącach. Zbadał go biegły. Okazało się, że jest na nim mieszanina potu i krwi mężczyzny. Do kogo należała? Ślad mógł zostawić co dwudziesty mężczyzna mieszkający w południowej Polsce.

Błędy prokuratury? Nie dostrzegam

Jeszcze w trakcie drugiego procesu Góra wyszedł z aresztu tymczasowego. Trwał prawie trzy lata. Pomoc społeczna dała mu 200 złotych na dobry początek. Musiał wyjechać na saksy do Włoch. Już po powrocie z zagranicy prawomocnie go uniewinniono. Wszelkie wątpliwości sąd rozstrzygnął na korzyść Góry.

Mężczyzna prowadzi obecnie dwie pizzerie pod Lublinem. Ponownie pobrał się z żoną. Razem wychowują synów. We wtorek przed wejściem na salę rozpraw prokurator Alicja Szczepańska powiedziała: – Nie uważam, żeby w tej sprawie można mówić o błędach prokuratury. To zamyka drogę do pociągnięcia do odpowiedzialności finansowej śledczych, którzy stali za oskarżeniem Zbigniewa Góry.

Góra: – W areszcie nie mogłem spać. Nie mogłem sobie poradzić. Po rozwodzie mogłem pisać do synów tylko listy. Chciałbym nauczyć się tak żyć, żeby o tym wszystkim zapomnieć.

gazeta.pl

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *