137 tysięcy złotych. Taką kwotę wywalczyła rodzina zmarłego po siedmiu latach od tragicznego wypadku. 56-letni mieszkaniec Rzeszowa zginął przez nieodśnieżony chodnik. Był luty 2005 roku, tuż przed godz. 16. 56-latek z Rzeszowa wracał do domu. Szedł chodnikiem przy al. Wyzwolenia. By ominąć zaspę śniegu usypaną przy latarni, zrobił krok w stronę jezdni. Ta część chodnika była jednak oblodzona. Mężczyzna zachwiał się i przewrócił na drogę wprost pod nadjeżdżającego tira. Lekarze jeszcze przez kilka dni walczyli o jego życie. Zmarł po pięciu dniach w szpitalu.
– Widziałam go leżącego pod aparaturą – wspomina żona zmarłego. – Nie chcę wracać do tamtych chwil. Bardzo przeżyłam śmierć męża. Wpadłam w depresję, a córka się rozchorowała.
Nie było łatwo o pieniądze
56-latek miał na utrzymaniu dwie bezrobotne córki i żonę rencistkę. Po jego śmierci rodzina praktycznie została bez środków do życia. Na walkę o odszkodowanie, zdecydowała się po roku od tragicznego wypadku. W 2006 r. zgłosiła szkodę, a rok później sprawa trafiła do sądu.
Walka odszkodowanie nie była łatwą sprawą. Trwała aż pięć lat.
– Najpierw trzeba było ustalić, kto jest odpowiedzialny za tę tragedię, a później udowodnić mu winę – wyjaśnia Arkadiusz Slisz, pełnomocnik rodziny. – Istotna w tym wszystkim była opinia biegłego z zakresu bezpieczeństwa ruchu drogowego. Nie miał wątpliwości, że chodnik był źle odśnieżony. Koło latarni zalegał stary śnieg, bo w dniu wypadku nawet nie padało – dodaje mecenas.
Nikt się nie poczuwa do winy
Pozostało więc szukać odpowiedzialnego za odśnieżanie tego feralnego odcinka. Prawnicy z rzeszowskiej kancelarii ustalili, że za oczyszczanie jezdni i chodników ze śniegu i lodu odpowiada Gmina Rzeszów, a konkretnie Miejski Zarząd Dróg i Zieleni. Ten jednak zawarł umowę z Miejskim Przedsiębiorstwem Gospodarki Komunalnej, a ono z kolei z Miejskim Przedsiębiorstwem Dróg i Mostów w Rzeszowie.
– Nasza firma nie ma z tą sprawą nic wspólnego. Nie będę jej więc komentował – ucina rozmowę Franciszek Kosiorowski, prezes MPDiM.
To jednak nie do końca prawda. W trakcie procesu prawnicy MPDiM podnosili, że firma ta odśnieżanie zleciła osobie fizycznej. Sąd uznał, że skoro nie zlecono tego zadania profesjonaliście, to MPDiM zostanie zobowiązany do wypłaty rodzinie zmarłego odszkodowania wraz z odsetkami – czyli łącznie 137 tys. zł. Pieniądze zostały już poszkodowanym wypłacone.
Zabawa w podaj dalej
Dlaczego żadna z firm nie chciała podjąć się odśnieżania i zrzucała to zadanie na kolejnych podwykonawców?
– Moim zdaniem, to typowe działanie, by w razie wypadku był problem z ustaleniem odpowiedzialnego. Nie jest to dobre, bo miasto traci kontrolę nad odśnieżaniem, zezwalając na dowolne podzlecanie tych zadań. A za to płacą przecież podatnicy – twierdzi Arkadiusz Slisz.
Głównie z powodu złamań nóg czy rąk na źle odśnieżonych chodnikach. Zdarzają się też wstrząśnienia mózgu. A można wywalczyć od 10 tys. zł do nawet 30 tys. zł za takie wypadki. Udowodnienie winy łatwiej przychodzi prawnikom, kiedy poszkodowany ma dokumentację medyczną, zdjęcie ze zdarzenia i świadków.
– To są jednak przykre sytuacje i nikt nie myśli w takich chwilach o robieniu zdjęć i braniu numerów telefonów od przechodniów. Myśli się o tym dopiero wtedy, kiedy brakuje pieniędzy na rehabilitację. Jeśli więc jesteśmy świadkami takiego zdarzenia, to my zróbmy zdjęcie i dostarczmy je później osobie poszkodowanej. Okażemy się wtedy bardzo pomocni – apeluje mecenas. – Bo kiedy będziemy bagatelizować takie sytuacje, nigdy nasze chodniki nie będą dobrze odśnieżane – dodaje Arkadiusz Slisz.