Elżbieta M. domaga się od policji i prokuratury ponad 800 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia oraz renty za utracone zdrowie, pracę i mienie w czasie programu ochrony świadków koronnych. To pierwszy taki proces w Polsce. Czy wywoła falę pozwów od skruszonych bandziorów, czyli koronnych?
Cofnijmy się do połowy lat 90. Gang pruszkowski, uważany wtedy za najsilniejszą z grup przestępczych w Polsce, kontrolował szlak przerzutu kokainy z Ameryki Płd. Słynna była historia statku „Jurata”, który z portu w Wenezueli wypłynął do Gdyni pełen beczek niby wypełnionych lepikiem (pomysł, że taki transport przez ocean się opłacał, od razu budził podejrzenia). Ładunek – 1190 kg kokainy – zgarnęli brytyjscy celnicy. Są poszlaki, że herszt grupy „Wańka” utopił w tym transporcie milion dolarów, a rezydent „Pruszkowa” w Kolumbii – kolejnych 400 tys. zielonych.
Jednak – jak obliczyła prokuratura – w II połowie lat 90. z Kolumbii, Chile, Aruby inną drogą (w bagażach, butach i brzuchach kurierów latających przez Amsterdam, Madryt, Zurich) przemycono 2,5 tony białego proszku.
W 1999 r. kokainowy gang rozbił UOP. W 2001 r. w megaprocesie oskarżonych zostało 41 organizatorów i przemytników (większość została skazana). Rozbicie siatki nie byłoby możliwe bez świadków koronnych, w tym Sławomira H., który zaczynał jako kurier, potem rezydował w Kolumbii, w końcu próbował organizować szlak przemytniczy.
Od 1998 r. ponad stu skruszonym bandytom, którzy pomagali rozbijać gangi, przyznano w Polsce ten status, ochronę, obietnicę zmiany tożsamości i – co dla nich najważniejsze – bezkarność. Ich najbliżsi razem z nimi zostali objęci programem ochrony.
W 2000 r. razem ze Sławomirem H. na udział w programie ochrony zdecydowała się jego konkubina Elżbieta M. Była inspektorem w znanej firmie deweloperskiej w Warszawie. Zarabiała miesięcznie ponad 5 tys. zł. Zanim CBŚ wywiózł parę w sobie tylko znane miejsce, kobieta sprzedała mieszkanie w Warszawie (meble rozdała), zrezygnowała z pracy. Państwo udzieliło jej wsparcia finansowego, „było skromne, lecz wystarczające dla zaspokojenia potrzeb” – czytamy w aktach sądowych. CBŚ pilnuje, by kwota była tajemnicą.
W 2001 r. zaczęły się procesy przemytników i gangsterów, przeciwko którym Sławomir H. złożył zeznania. Na świadka wezwana została też Elżbieta M. I postawiona twarzą w twarz z kilkudziesięcioma oskarżonymi naraz. Jej świat zawirował. Twierdzi w pozwie, że zgody na takie przesłuchanie w umowie z policją i prokuraturą nie było. Zeznania przypłaciła ciężką depresją, potem przyszedł zawał. W 2008 r. uznana została przez ZUS za osobę częściowo niezdolną do pracy. Przeszła na rentę – 1080 zł.
Od 2008 r. – po ośmiu latach pobytu w programie ochrony świadka koronnego – wyszła z niego. I wystawiła rachunek policji i prokuraturze: w pozwie domaga się 607 tys. zł odszkodowania (m.in. z tytułu utraconych zarobków, ciągłości składek emerytalnych) i 250 tys. zł zadośćuczynienia (za krzywdy) oraz 1 tys. stałej renty (za utratę zdrowia). Sprawa jest jeszcze bardziej niezwykła niż nadzwyczajna instytucja w prawie, jaką są świadkowie koronni.
– W Stanach Zjednoczonych zdarzają się cywilne procesy, bo jakiś świadek miał wypadek, inny potłukł się, jeszcze inny wdał się w bójkę i dostał po twarzy. Wtedy idą do sądu po odszkodowanie, skarżąc się, że byli niedostatecznie pilnowani. Ale przegrywają – mówi Zbigniew Rau, ekspert od przestępczości zorganizowanej, autor badań świadków koronnych. – W Polsce co najwyżej zdarzały się procesy o ustalenie obowiązku alimentacyjnego, wytaczane przez rodziny koronnych. O tym, żeby świadek, ktoś objęty programem, wystąpił na drogę sądową przeciwko Zarządowi Ochrony czy prokuratorowi, nie słyszałem – dodaje Rau.
Co nie znaczy, że koronni nie psioczą na warunki programu ochrony. Zwłaszcza od czasu, gdy w 2006 r. zmieniono rozporządzenie je regulujące i zapisano, że pomoc finansowa na dorosłego to tzw. średnia krajowa, dziś 3,6 tys. zł. Koronni uważają, że to mało. I skarżą się do komendanta głównego i szefów prokuratur.
Precedensowa sprawa Elżbiety M. okazuje się dla sądów trudnym orzechem do zgryzienia. W I instancji w ubiegłym roku warszawski sąd okręgowy oddalił pozew. Uznał, że dobrowolnie zgodziła się przystąpić do programu. Mogło to spowodować stres i wpłynąć na zdrowie, więc o zadośćuczynieniu nie może być mowy. Co do utraconych zarobków – zdaniem sądu I instancji – nie ma dowodu, że Zarząd Ochrony nie szukał dla Elżbiety M. pracy. I tu się zaczyna problem. Bo sąd, powołując się na ustawę o świadku koronnym, oddalił wszystkie jej wnioski dowodowe. Kobieta nie może potwierdzić, że mówi prawdę o przebiegu programu jej ochrony. Wszystko, co tego dotyczy, ma pozostać tajne.
Elżbieta M. podniosła ten problem w apelacji, a warszawski sąd apelacyjny zadał tzw. pytanie prawne: Czy absolutny nakaz utrzymania w tajemnicy wszystkiego, co dotyczy ochrony świadka koronnego, rozciągnąć można także na sprawy cywilne (czyli taką, jaką założyła Elżbieta M.)? I czy ten nakaz obowiązuje także po zakończeniu programu ochrony (Elżbieta M. zrezygnowała cztery lata temu)? Dziś na te pytania odpowie Sąd Najwyższy.
gazeta.pl