Miałeś wypadek? Pomożemy załatwić pieniądze z ubezpieczenia – zachęcają kancelarie odszkodowawcze, a ich agenci pojawiają się w szpitalach z gotowymi umowami. Obiecują złote góry, mniej chętnie wspominają o swoich prowizjach. DZIENNIK dotarł do ofiar wypadków, które stały się ofiarami kancelarii.
Klientów nie brakuje – rocznie 65 tys. Polaków zostaje poszkodowanych w wypadkach drogowych. Tak jak Tomasz Kasperowicz, dziś 24-latek, który 6 czerwca 2006 r. miał w okolicach Lubska poważny wypadek samochodowy. Jechał jako pasażer. Trafił na oddział ortopedii 105. Szpitala Wojskowego w Żarach.
” Miałem wieloodłamowe złamanie ręki z przemieszczeniem” – mówi Kasperowicz. „Po operacji lekarz nie chciał wpuścić na oddział mojej mamy. Nie chciał jej też powiedzieć, jaki jest mój stan. Twierdził, że nie wyraziłem na to zgody. A to nieprawda. Mamie zabroniono wizyty, ale na oddział wpuszczono dwie panie z firmy Votum. Wykorzystały, że byłem w amoku. Tak mnie omamiły, że w końcu podpisałem z nimi umowę. Dopiero gdy wyszły, wpuszczono mamę. Pewnie chodziło o to, by nikt mnie nie odwiódł od podpisania tych wszystkich papierów” – opowiada zbulwersowany mężczyzna.
Kobiety powiedziały panu Tomaszowi, że w razie jakichkolwiek pytań ma się zwracać do jednej z pielęgniarek na oddziale. – Tłumaczyły, że to „swój człowiek” – dodaje. W myśl umowy Votum zabrało panu Tomaszowi 30 proc. z uzyskanej od ubezpieczyciela kwoty 4 tys. zł.
Ofiary kancelarii
Janusz Popiel, który w 1999 r. założył Stowarzyszenie Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych „Alter Ego”, mówi, że coraz częściej pomaga ludziom oszukanym przez kancelarie odszkodowawcze. „Robimy to całkowicie bezpłatnie, mamy tylko problem z „mocami przerobowymi” – przyznaje. Ludzie udzielają tym firmom bardzo szerokich pełnomocnictw, nawet na zawarcie ugody. Pieniądze od ubezpieczyciela idą przez konto firmy, co jest zdaniem Popiela całkowicie niedopuszczalne. Kancelarie nie walczą o duże kwoty. Zależy im na szybkim uzyskaniu pieniędzy.
Z umowy bardzo trudno się wycofać. Z reguły za jej zerwanie grożą wysokie kary. „Można iść do sądu i powołać się na względy sprawiedliwości społecznej oraz na to, że poszkodowany nie był świadomy tego, co podpisuje” – radzi Janusz Popiel.
Klientka na morfinie
Stanisława Słabosz z Zielonej Góry została potrącona, gdy przechodziła przez przejście dla pieszych: „Uderzył we mnie samochód, więcej nic nie pamiętam. Obudziłam się dopiero w szpitalu. Trafiłam na OIOM, potem na ortopedię. Miałam złamaną miednicę, kość łonową, kość udową, nadgarstek, kość promieniową i bark. Operacja trwała 8,5 godziny” – mówi 62-letnia pani Stanisława, która do dziś ma uszkodzony nerw promieniowy i niedowład prawej ręki.
Kobieta wspomina, że na operację czekała 12 dni. „Ból był nie do zniesienia. Niemal cały czas byłam na ostrych środkach przeciwbólowych, w tym na morfinie. Trzeciego dnia przyszła do mnie bardzo miła pani, pielęgniarka z tamtejszego szpitala. Przedstawiła się, że jest z Votum, na ucho, tak, żeby nikt nie słyszał. Powiedziała: >Pani Stasiu, będzie pani potrzebowała pieniędzy na rehabilitację. Pomogę pani<. Dodała, żeby nikomu o tym nie mówić.”
Pielęgniarka przychodziła co jakiś czas i doglądała pacjentki. Po operacji wyjaśniła, jakie są warunki umowy. Powiedziała, że normalnie prowizja wynosi 30 proc. uzyskanej kwoty, ale że jest promocja, to teraz Votum pobiera tylko 26 proc. Pomysł od początku nie podobał się mężowi pani Stanisławy. Próbował odwieść ją od podpisania umowy. Zastanawiał się, skąd ludzie z Votum w ogóle wiedzieli o wypadku. Prosto ze szpitala kobieta trafiła na rehabilitację do Sulechowa, gdzie leżała miesiąc. Zawiozła ją karetka.
„Ta pielęgniarka odwiedziła mnie w Sulechowie” – opowiada Stanisława Słabosz. „Porobiła zdjęcia, dała 2 tysiące zaliczki na rehabilitację. Cały czas była bardzo opiekuńcza” -mówi. Kwota bezsporna, którą ubezpieczyciel wypłacił pani Stanisławie, to zaledwie 4 tys. zł. „Dostałam 900 zł. No, i te wcześniejsze 2 tysiące. Strasznie dużo zabrali. Za co? Przecież te pieniądze i tak mi się należały” – zastanawia się kobieta. Nie wystąpi na drogę sądową przeciwko Votum. Nie ma do tego zdrowia – czeka ją jeszcze pięć operacji. I szkoda jej pielęgniarki.
Naganiacze z TVP
Z kancelariami współpracują lekarze, policjanci, laweciarze, pracownicy firm ubezpieczeniowych i zakładów pogrzebowych. Naganiaczami – świadomie lub nie – bywają również dziennikarze. W lipcu 2007 r. rzeszowska TVP wyemitowała materiał o Zdzisławie Prenecie z Kolbuszowej, którego potrącił samochód, gdy jechał rowerem. Świadków nie było, poszkodowany na 11 dni trafił do szpitala.
„Bez ustalonego sprawcy wypadku nie ma szans na odszkodowanie. Na szczęście wiadomo już, że w walce o należne pieniądze pomoże panu Zdzisławowi Europejskie Centrum Odszkodowań. Właśnie ono podejmuje się reprezentowania osób walczących o odszkodowania, zadośćuczynienia i pokrycie kosztów leczenia” – relacjonowała Beata Wolańska, dziennikarka z rzeszowskiej TVP. „To koło ratunkowe dla ludzi, którzy nie wiedzą, gdzie i jak dostać odszkodowanie”
„Ta firma była w Rzeszowie zupełnie nieznana” – powiedziała DZIENNIKOWI Beata Wolańska. „Po mojej relacji pytało o nich wielu ludzi”.
A niewiele osób wie, że gdy sprawca ucieka z miejsca wypadku, poszkodowany może iść do dowolnej firmy ubezpieczeniowej, która sprzedaje polisy OC. Odszkodowanie wypłaca bowiem Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny, zaś ofiara wypadku nie ponosi żadnych kosztów. Wizyta w Europejskim Centrum Odszkodowań może poszkodowanego natomiast kosztować nawet 30 proc. odszkodowania, bo taką prowizję liczy sobie ECO. Ale o tym w telewizyjnej relacji nikt się już nie zająknął.
O dobry wizerunek kancelarii odszkodowawczych dba też Krajowa Izba Gospodarcza. Obaj „liderzy rynku” – Votum i ECO – zostali uhonorowani tytułem „Przedsiębiorstwo Fair Play” przyznawanym corocznie przez KIG. Celem programu jest „promocja etyki w działalności gospodarczej”. Godło „Fair Play” można zobaczyć na stronach internetowych kancelarii i wizytówkach agentów. Nie jest przyznawane bezterminowo.
Maria Bartoszko, Leszek Kraskowski