Milion złotych za cierpienia ponad ludzką miarę

Szpital w Nisku musi zapłacić blisko 1,2 mln zł za błąd lekarzy, którzy nie wykonali koniecznego cesarskiego cięcia. Dziecko urodziło się w głębokiej zamartwicy, żyło 14 miesięcy. „Nie dane mu było poznać radości dzieciństwa, miłości rodziców. Cierpiało ponad ludzką miarę” – napisał sędzia w uzasadnieniu wyroku
Mama Kamila miała 24 lata, gdy zaszła w ciążę. Ciąża przebiegała bez żadnych komplikacji, dziecko rozwijało się prawidłowo. Na początku marca 2008 roku, dwa dni po wyznaczonym terminie porodu, trafiła na oddział ginekologiczno-położniczy w Szpitalu Powiatowym w Nisku. Gdy minął tydzień po terminie porodu, podano jej leki, które miały przyspieszyć akcję porodową. Dziecko się nie urodziło, następnego dnia znów podano lek przyspieszający poród. Ale i to nie pomogło. Zaniepokojona kobieta rozmawiała z ordynatorem o tym, czy nie należy wykonać cesarskiego cięcia. Usłyszała, że nie ma takiej potrzeby. Minęły kolejne dwa dni, w czasie których wykonano USG oraz badanie KTG. Wyniki były prawidłowe, dziecko miało się dobrze. 13 marca kobieta trafiła na salę porodową, znów zaczęto prowokować poród. Przez wiele godzin podawano jej leki przyspieszające, ale dziecko nadal się nie rodziło. Po 14 godzinach porodu stwierdzono zaburzenia tętna. Jak ustalili później biegli, było bezwzględne wskazanie do cesarskiego cięcia, ale lekarze z niżańskiego szpitala uznali, że dziecko powinno urodzić się siłami natury. Podawali więc kolejne dawki leków, położne próbowały przyspieszyć poród, uciskając brzuch matki. Kamil przyszedł na świat dwie minuty po północy 14 marca. Był nieprzytomny, nie oddychał, jego serce nie biło. Był reanimowany, udało się przywrócić bicie serduszka i oddech, ale oddychał z pomocą specjalistycznej aparatury. Kilka godzin po narodzinach przewieziono go do Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu, stamtąd po kilku dniach do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Rzeszowie. Przez 10 miesięcy pobytu w szpitalu przebył posocznicę, miał zapalenie płuc, oddychał z pomocą urządzeń, był karmiony przez sondę. W drugim tygodniu swojego życia zaczął reagować na bodźce dotykowe, odczuwał ból. Chłopczyk zmarł w 14. miesiącu życia, ostatnie miesiące spędził w domu.

Rodzice zaczęli walczyć o zadośćuczynienie za szkodę wyrządzoną Kamilowi w kwietniu 2008 roku. – Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu, opierając się na opinii Instytutu Matki i Dziecka Kliniki Położnictwa i Ginekologii uznał, że poród został przeprowadzony nieprawidłowo – mówi Bogna Wais-Przybyło z rzeszowskiej kancelarii adwokackiej Lassota i Partnerzy, która reprezentowała rodziców przed sądem. Wyrok zapadł we wrześniu 2009 roku. Eksperci uznali, że przez 1,5 godziny dziecko dusiło się w łonie matki, bo lekarze nie podjęli koniecznych działań. Krótkie życie Kamila było życiem w bólu. „Nie dane było mu zaznać ani jednej przyjemnej rzeczy. (…) Był do tego stopnia chory, że nie mógł poznać, usłyszeć, zobaczyć i poczuć swojej matki, swojego ojca. (…) Nie dane mu było poznać radości dzieciństwa, miłości rodziców (…) – stwierdził sędzia Marek Nowak. Jego zdaniem dziecko zostało skrzywdzone ponad ludzką miarę i zasądził na rzecz spadkobierców dziecka, czyli rodziców, milion złotych. Czy milion to dużo? W Tarnobrzegu można za taką kwotę kupić 1,5 domku jednorodzinnego, w Warszawie jedno duże mieszkanie, tyle rocznie zarabiają menedżerowie prywatnych spółek giełdowych – argumentował sędzia w uzasadnieniu wyroku.

Od tego wyroku apelację złożył szpital w Nisku. – W lutym 2010 roku Sąd Apelacyjny w Rzeszowie obniżył zadośćuczynienie do 200 tys. zł, przyjmując, że po 14 miesiącach życia wraz ze śmiercią ustały cierpienia dziecka. Argumentował, że podstawą zadośćuczynienia nie może być to, co dziecko utraciło, umierając – czyli nieprzeżyte życie i to, co ono mogło i powinno mu przynieść – a także fakt, że dziecko nie będzie mogło mieć z tego zadośćuczynienia żadnych korzyści – wyjaśnia mecenas Wais-Przybyło.

O kasację tego wyroku zwrócili się rodzice dziecka. Sąd Najwyższy uchylił wyrok sądu apelacyjnego i tym samym utrzymał w mocy wyrok Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu, uznając, że było to rozstrzygnięcie zasadne. Sąd Najwyższy stanął na stanowisku, że śmierć dziecka w trakcie trwania procesu nie może być powodem obniżenia wysokości zadośćuczynienia oraz że zdrowie ludzkie jest dobrem o szczególnie wysokiej wartości, w związku z tym zadośćuczynienie z tytułu uszczerbku na zdrowiu powinno być odpowiednio duże.

Po wyroku sądu apelacyjnego szpital wypłacił rodzicom dziecka 200 tys. zł, teraz będzie musiał dopłacić 800 tys. oraz ustawowe odsetki od tej kwoty, które wyniosą ok. 300 tys. zł, oraz ponad 90 tys. kosztów procesu na rzecz skarbu państwa.

– Nie znam jeszcze wyroku Sądu Najwyższego, dlatego trudno mi go komentować. To, co się zdarzyło, traktowaliśmy jako dramatyczny wypadek w pracy. Żaden z lekarzy nie został zwolniony z tego powodu. Ale jak dostanę uzasadnienie wyroku, to być może trzeba się będzie nad tym zastanowić. To zadośćuczynienie wypłacimy z ubezpieczenia – wyjaśnia Stanisław Krasny, dyrektor szpitala.

– Rodzice Kamila nie są w stanie cieszyć się tym wyrokiem, bo nadal cierpią po stracie dziecka. Mają jednak nadzieję, że ten wyrok spowoduje, że coś się zmieni w tym i innych szpitalach i że taka tragedia już się nie powtórzy – dodaje pani mecenas reprezentująca rodziców Kamila.

Zasądzony na ich rzecz milion złotych to jedna z największych kwot zadośćuczynienia za błędy lekarzy. Pięć lat temu szpitalowi w Kolbuszowej zasądzono 657 tys. zł (500 tys. zł zadośćuczynienia i ponad 157 tys. zł odszkodowania) oraz ok. 60 tys. zł tytułem kosztów adwokackich i sądowych rodzinie pacjentki, która zapadła w śpiączkę po podaniu znieczulenia. Szpital musi też wypłacać na rzecz kobiety comiesięczną rentę w wysokości 2 tys. zł.

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *