90 tys. zł – na tyle Sąd Okręgowy wycenił krzywdy prof. Tomasza Hirnlego, który został wmanewrowany w nielegalną policyjną prowokację korupcyjną. Lekarz swoje straty wyliczył na ponad pół miliona złotych. Hirnle przed sześcioma laty został zatrzymany w trakcie policyjnej prowokacji, podczas której wręczono mu 5 tys. zł łapówki w zamian za przyspieszenie terminu operacji. Lekarz usłyszał zarzuty korupcyjne i trafił na prawie 2 miesiące do aresztu.
Sprawa wydawała się oczywista. Policjanci mieli wszystko nagrane na ukrytej kamerze, byli świadkowie. Ale po kilku miesiącach okazało się, że nie wszystko jest taki proste.
Krakowska prokuratura ujawniła, że Hirnle stał się ofiarą jednego ze swoich podwładnych – Wojciecha S. Ten chciał się zemścić za to, że nie został wybrany na specjalizację. Za 20 tys. zł – zdaniem śledczych – miał wynająć grupę ludzi, którzy mieli wręczyć łapówkę jego szefowi. Jednocześnie o „lekarzu, który bierze” zawiadomił policjantów z wydziału korupcji. Ci zdawali sobie sprawę, że wszystko jest ustawione.
Po prawie pięciu latach od zdarzenia Hirnle został ostatecznie uniewinniony. Złożył więc w sądzie wniosek o odszkodowanie za to, co przeżył. Chciał 412 tys. zł za utracone w czasie całej sprawy zarobki i 100 tys. zł odszkodowania za niesłuszny areszt. Pierwszą z kwot potwierdzały rachunki z księgowości (przed aresztowaniem lekarz pracował na kontrakcie, który gwarantował mu kilkanaście tysięcy złotych pensji, po wyjściu z aresztu kontrakt zerwano, a medyk dostał etat asystenta i pensję ok. 2 tys. zł), pieniądze za areszt – jak sam określił Hirnle – były kwotą uznaniową.
Wczoraj Sąd Okręgowy w Białymstoku przyznał lekarzowi w sumie 90 tys. zł odszkodowania. 20 tys. zł – to wartość utraconych zarobków, 70 tys. zł – to zadośćuczynienie za niesłuszny areszt.
Sąd mógł w ogóle odrzucić wniosek Hirnlego, bo ten złożył go dwa tygodnie po terminie. Jednak jak zaznaczył sędzia Janusz Sulima, takie załatwienie sprawy byłoby po prostu niesprawiedliwe (spóźnienie wynikło z tego, że kardiochirurg pomylił daty, od której liczy się termin przedawnienia takich spraw).
Odnośnie wysokości zasądzony kwot sąd przyjął, że skarb państwa ponosi odpowiedzialność tylko za czas, który lekarz spędził w areszcie, a nie za okres trwania całego procesu karnego.
– Nie może być zatem przyznane odszkodowanie za okres, kiedy po wyjściu z aresztu wnioskodawca nie wykonywał świadczeń zdrowotnych lekarskich na podstawie kontraktu, a na podstawie umowy o pracę, jako asystent – mówił sędzia Sulima.
Sąd przyjął, że lekarz przed dwa miesiące, gdyby nie był aresztowany, zarobiłby trochę ponad 20 tys. zł. Nadwyżkę ponad okrągłą kwotę odjął jako tzw. koszty życia codziennego i tak wyłoniła się kwota 20 tys. zł. Na 70 tys. zł składają się cierpienia psychiczne lekarza w czasie aresztowania, ostracyzm środowiskowy czy nieprzychylne reakcje ludzi po zwolnieniu z aresztu.
Jak zaznaczył sędzia Sulima, nie ma jakichkolwiek powodów, by profesorowi odmówić miana dobrego kardiochirurga, ale także uczciwego człowieka. Ale jak dodał, nie będzie łatwo mu odzyskać dobre imię, którym cieszył się przed aresztowaniem.
Tomasza Hirnlego nie było wczoraj w sądzie, kiedy był ogłaszany wyrok. Cały dzień operował.
Prokurator Marek Żendzian z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku, który reprezentował skarb państwa, nie wiedział, czy złoży odwołanie od tego wyroku. Był zadowolony z uzasadnienia sądu, bo ten przyjął sposób wyliczenia wartości odszkodowania, jaki chciała prokuratura, a także jego wysokość mieści się w granicach zaproponowanych przez śledczych.
Przed białostockim sądem rejonowym zbliża się do końca proces Wojciecha S. i policjantów biorących udział w prowokacji korupcyjnej. Wiele wskazuje na to, że dziś przesłuchani będą ostatni świadkowie.
gazeta.pl