Wrocławianka żąda 2 mln zł odszkodowania od dwóch szpitali i wojewody dolnośląskiego za zaniedbania, które miały doprowadzić do śmierci jej męża. Proces w tej sprawie rusza za miesiąc.
Mąż Krystyny Zwierz trafił na szpitalny oddział ratunkowy przy ul. Traugutta ponad dwa lata temu. Nagle poczuł się źle i z podejrzeniem zawału karetką został przewieziony do Szpitala im. Marciniaka przy ul. Traugutta. Cztery miesiące wcześniej lekarze zdiagnozowali u niego przewlekłą białaczkę limfatyczną.
Krystyna Zwierz: – Od razu sugerowałam lekarzowi z pogotowia, że mężowi trzeba pewnie podać krew. Powiedziałam, na co choruje i jak do tej pory był leczony.
Na szpitalnym oddziale ratunkowym (SOR), gdzie diagnozowani są wszyscy pacjenci przywożeni przez pogotowie, stan Romana Zwierza oceniono jako stabilny. Po badaniu krwi okazało się, że chory ma alarmująco niski poziom hemoglobiny. Lekarka, która pełniła dyżur, zdecydowała, że pacjent powinien być leczony na oddziale internistycznym, i odesłała go karetką do szpitala przy ul. Koszarowej.
Krystyna Zwierz: – Z dokumentacji medycznej wynika, że mój mąż został przyjęty na Koszarową już w stanie skrajnie złym. Po kilku godzinach zmarł. Do końca walczył, to był silny, wysportowany mężczyzna. Niestety, lekarze mu w tej walce nie pomogli.
Krystyna Zwierz uważa, że lekarze zaniechali ratowania jej męża, bo ani w szpitalnym oddziale ratunkowym przy Traugutta, ani w placówce przy Koszarowej nie podali mu krwi. Sprawa śmierci Romana Zwierza trafiła do Prokuratury Rejonowej Wrocław Psie Pole, która czeka jeszcze na opinię biegłych. Zeznania złożyli już lekarze z obu szpitali i dyrektor medyczny ośrodka przy Traugutta.
Głównym zarzutem Krystyny Zwierz jest to, że SOR przy ul. Traugutta nie spełniał w 2008 roku wymogów określonych w rozporządzeniu ministerialnym, bo np. nie miał oddziału wewnętrznego. – Gdyby ten oddział istniał, to zająłby się mężem – dodaje.
Zwierz wytyka też szpitalowi braki organizacyjne. – Tego dnia w SOR dyżurowała lekarka rezydentka, która podejmowała decyzje bez konsultacji ze specjalistą, a tak nie może być – przekonuje. – Poza tym wiemy, że lekarze w tym szpitalu dyżurowali bez przerwy po 48 godzin, a przecież oni mają do czynienia z nagłymi, najcięższymi przypadkami.
Jarosław Maroszek, dyrektor departamentu polityki zdrowotnej w urzędzie marszałkowskim (nadzoruje wrocławskie szpitale przy Traugutta i Koszarowej), zapewnia, że SOR w Szpitalu im. Marciniaka działał legalnie i spełniał wymogi proceduralne: – W 2008 roku był tam oddział wewnętrzny, choć faktycznie działał w ramach oddziału toksykologicznego, a nie osobno. Naszym zdaniem nie doszło do zaniedbań ze strony szpitala.
W urzędzie wojewódzkim (podlegają mu szpitalne oddziały ratunkowe) powiedziano nam, że nikt nie będzie komentował sprawy, dopóki nie zapadnie prawomocny wyrok.
Pierwsza rozprawa ma się odbyć na początku lipca. Krystyna Zwierz zapowiada, że połowę sumy, o którą walczy (2 mln zł), przekaże na doposażenie szpitalnych oddziałów ratowniczych we Wrocławiu, Wałbrzychu i Świdnicy.
W poniedziałek nie udało nam się skontaktować z dyrektorem ds. lecznictwa szpitala przy Traugutta.
gazeta.pl