Po naszej publikacji łódzka prokuratura zajęła się handlem adresami ofiar wypadków. Opisaliśmy, jak przedstawiciele firm dochodzących odszkodowań płacą za nie pracownikom pogotowia
Opisaliśmy historię dwojga nastolatków. 14-letniego Piotrka w Łodzi samochód potrącił na pasach. Gdy wrócił do domu, odwiedził go pracownik firmy Mediator. Obiecywał, że za 20 proc. prowizji wywalczy dla chłopaka wysokie odszkodowanie. 17-letnia Dorota trafiła do szpitala w Radomsku po tym, jak potrącił ją pijany kierowca. Gdy matka przyszła zabrać córkę do domu, przy jej łóżku siedział przedstawiciel firmy Marshal. Oferta? Jak poprzednio.
Skąd przedstawiciele firm dochodzących odszkodowań mieli adresy i informacje o wypadkach? Nasze śledztwo wskazuje na pracowników pogotowia. O tym, jak ten proceder wygląda od środka, opowiedział nam Grzegorz Kawałek, były już pracownik firmy Omega (został zwolniony po naszej publikacji). W internecie zamieścił ogłoszenie: „Kancelaria prawna poszukuje do współpracy pielęgniarek, rehabilitantów, ratowników medycznych, studentów medycyny, listonoszy, taksówkarzy, blacharzy, wszystkich, którzy mają styczność z poszkodowanymi w wypadkach komunikacyjnych, w rolnictwie itp. PEŁNA DYSKRECJA!!!”.
Dziennikarz „Gazety” przedstawił się jako ratownik medyczny łódzkiego pogotowia. – Pana rola to dostarczanie informacji o wypadkach – zaczął Kawałek. – Kwota zaliczki to 200 zł. Plus 2 proc. całego odszkodowania. Od złamanej nogi to około 400 zł. Gdy wypadki są poważniejsze, to i odszkodowanie większe. Np. jeżeli ktoś zmarł w wyniku wypadku, odszkodowania przekraczają 100 tys. zł! 2 proc. z tego to 2 tys. zł!
Na koniec mężczyzna zachęcał dziennikarza, by ten zbudował swoją siatkę informatorów wśród pracowników izby przyjęć, gipsiarzy czy lekarzy pogotowia.
– Byliśmy informowani o tego typu praktykach. Każdy, kto podejrzewa, że jego dane mogły być nielegalnie przekazane, powinien poinformować organy ścigania – powiedział „Gazecie” dr Wojciech Wiewiórowski, generalny inspektor ochrony danych osobowych. – Przeprowadzamy inspekcje w firmach zajmujących się odszkodowaniami, współpracujemy z ich izbą gospodarczą. Większość z nich ma wewnętrzne kodeksy etyczne, ale nie ma gwarancji, że są przestrzegane. Do tej pory nie zdarzyła się sytuacja, w której moglibyśmy zgłosić popełnienie przestępstwa.
Handlem adresami ofiar wypadków zainteresowała się prokuratura. – Po zapoznaniu się z publikacją doszliśmy do wniosku, że sprawa wymaga zbadania. Przeprowadzone zostaną czynności sprawdzające – powiedział „Gazecie” Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury.
gazeta.pl
Oświadczenie firmy „Marshal”
W odpowiedzi na materiał prasowy jaki ukazał się w Gazecie Wyborczej firma „MARSHAL” informuje, iż nie pozyskuje klientów w sposób niezgodny z prawem czy też etyką zawodową. Firma „Marshal” nie współpracuje i nie korzysta z pośrednictwa lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych, policjantów, … Firma „Marshal” nie była także obiektem prowokacji dziennikarskiej, w opisywanej sprawie z firmą skontaktował się raz dziennikarz GW i otrzymał rzeczową odpowiedź na zadane pytania. Niestety odpowiedź ta nie została przedstawiona w całości. Przedstawiciel naszej firmy, zupełnie przypadkowo, będąc u innego klienta w szpitalu na jego życzenie, dowiedział się od niego o innym wypadku, gdzie jak stwierdził poszkodowany, rodzice na pewno będą zainteresowani pomocą w uzyskaniu odszkodowania. I tu kończy się spiskowa teoria, która nie ma nic wspólnego z rzekomym kupowaniem i sprzedawaniem adresów osób poszkodowanych. Zdajemy sobie sprawę, iż prasa goniąca za tanią sensacją stara się wykreow ać tę sensację, tym razem jednak jest to zupełnie ślepa droga, przynajmniej w wypadku firmy „Marshal”
2 Responses
No tak, Panie Maćku, ale smród został.
Jak zwykle jakaś marna dziennikarzyna szuka sensacji. Tak to już jest.