Rodzice dziewczynki, którą latem 2009 roku w restauracji w Krakowie pogryzł amstaff domagają się 225 tys. zł. odszkodowania. Prokuratura za narażenie dziewczynki na niebezpieczeństwo utraty życia żąda dla oskarżonej – właścicielki pasa – dwóch lat pozbawienia wolności, w zawieszeniu na pięć lat. Mała Włoszka w sierpniu 2009 roku została pogryziona w jednej z krakowskich restauracji przy ul. Grodzkiej przez psa właścicielki, która pozostawiła go bez nadzoru. Noemi miała wtedy cztery lata. Wraz z rodzicami przyjechała do Polski na wakacje. Gdy dziewczynka poszła do toalety, dwa amstaffy zostawione bez dozoru przez Jolantę O., rzuciły się na dziecko i zaczęły ją gryźć po głowie i twarzy. Noemi we Włoszech uczestniczyła w sesji terapeutycznej i nadal znajduje się pod opieką psychologa. Przeszła też długotrwałe i skomplikowane leczenie, ale blizny na jej twarzy pozostaną prawdopodobnie do końca życia. – One są widoczne przede wszystkim na czole, na skroni, na policzku, w okolicach ust – mówi mecenas Beata Stec-Kolanko.
Kwota, jakiej domagają się rodzice dziewczynki obejmuje nie tylko koszty leczenia i pobytu w Polsce, jaki wymusiła na włoskiej rodzinie sytuacja. – To 200 tysięcy zadośćuczynienia ma zrekompensować ból i krzywdę, jakiej ta mała dziewczynka doznała – dodaje mecenas. Jej zdaniem pod uwagę wziąć należy także to, że dziecko w przyszłości będzie miało ograniczoną możliwość wykonywania wielu zawodów, w których wizerunek odgrywa pierwszorzędną rolę. Jednak według obrońcy oskarżonej kwota nie została oszacowana zgodnie z procedurami. – Rolą postępowania karnego jest ustalenie winy, a wysokość odszkodowania to raczej domena postępowania cywilnego – twierdzi mecenas Krystyna Kaleta-Wyroba.
Wyrok w tej sprawie zapaść ma 22 lutego.
gazeta.pl